BMW M550i xDrive

BMW M550i xDrive

KOLEJNA OFIARA

Trwa obecnie w najlepsze cykl seryjnych morderstw, dokonywanych przez brukselskich urzędasów. Morderstw dokonywanych w świetle prawa. BMW M550i xDrive to następna ofiara złożona ku czci bożka zwanego Unią Europejską.

Mają Cię za nic. Uważają, że wszystko im wolno. Wtrącają się we wszystko i chcą za Ciebie decydować o tym, jak masz żyć. Coraz więcej przepisów, norm, coraz to nowsze obostrzenia i ustawy. Wszystko wprowadzane oczywiście stopniowo, delikatnie, powoli… Przyzwyczajają Cię do życia w niewoli, ale robią to tak, żebyś tego nie widział. Od jakiegoś czasu wzięli się za motoryzację. I można by tu przytoczyć już teraz wiele przykładów na to, jak bardzo unijne urzędasy ją niszczą, ale ten tekst jest przecież nie o tym. W każdym bądź razie nie o tym, jako o całym problemie. Bo nie warto szukać, przywoływać w pamięci i odwoływać się do niedalekiej historii, skoro przed oczami mam przykład tak namacalny, tak realny… i tak bolesny. Wspaniałe auto zabite z zimną krwią. W biały dzień. W tłumie świadków.

CHOĆ PRZEZ CHWILĘ BYĆ NA SZCZYCIE

4.4 V8 bi-turbo. 462 konie mechaniczne. 650 Nm momentu obrotowego. Napęd na cztery koła. To wszystko zamknięte w nadwoziu limuzyny i jako całość szybsze niż M5 F10, czyli do niedawna najszybsza seria 5 wszech czasów. 4 sekundy od 0 do 100 kilometrów na godzinę dziś już może aż tak  powalającego wrażenia nie robią, podobnie jak ograniczone elektronicznie 250 kilometrów na godzinę maksymalnej prędkości jazdy. Suche dane są jednak tylko danymi. Jeżeli ich nie poczujesz za kierownicą, nigdy ich nie docenisz. M550i stało się po kilku dniach z nim spędzonych autem dla mnie idealnym. Jedynym, jaki mógłbym mieć. I chociaż zapewne za jakiś czas napiszę to samo o innym samochodzie, to na teraz, na ten moment jest to pojazd skrojony idealnie na miarę potrzeb – z całą pewnością nie tylko moich. Szkoda, że nie można go już kupić w salonie.

Seria 5 nigdy nie była limuzyną przez duże „L”. Ten model zawsze pełnił rolę samochodu nie tyle dla prezesa, co dla dynamicznego menadżera, wiedzącego jak czerpać radość z jazdy samochodem. Bo „Radość z jazdy” to hasło reklamowe BMW od zawsze, nawet, gdy jeszcze marketingowcom tej marki nie przyszło do głowy. Taki obraz serii 5 miał i ma swoje konsekwencje do dziś. Samochód ten bowiem nigdy nie był i nadal nie jest mistrzem przestronności. Zarówno z przodu, jak i z tyłu kabiny ciasno nie jest, miejsca jest naprawdę sporo, ale siedząc czy to na przednich fotelach, czy na tylnej kanapie, masz poczucie, że auto Cię otacza. Że jest blisko. Że otula Cię sobą i nie daje poczuć, że jesteś właśnie w prawdziwej limuzynie. Nie jest to na szczęście poczucie przytłoczenia samochodem, bo przestrzeni jest naprawdę wystarczająco. Ale taka Skoda Superb jest w środku po prostu większa i to jest fakt. Dlatego, jeśli szukasz dla siebie bardzo przestronnej, wygodnej limuzyny, patrz gdzie indziej – w kierunku serii 7. „Piątka” bowiem została stworzona do czegoś innego. Do dawania większej niż “siódemka” przyjemności z dynamicznej jazdy. A jeździ po prostu fenomenalnie.

UKŁAD JEZDNY 10/10

Nie znam lepiej prowadzącego się samochodu tej klasy. Nie znam samochodu tej klasy, który jednocześnie w takim stopniu godzi dwie sprzeczności w postaci sportowego prowadzenia i komfortu jazdy. Nie znam. Być może istnieje taki, nie twierdzę, że nie. Ale jeśli istnieje, to jest czymś pod tym względem nierealnym. Bo seria 5 G30 wyposażona w adaptacyjne zawieszenie już do tej nierealności dobiła. Daje tak fantastycznie sobą kierować w trybie jazdy Sport, a jednocześnie płynie przez praktycznie wszystkie nierówności drogi w trybie Comfort. Wykonuje polecenia wydawane kierownicą zupełnie tak, jakby miała nie prawie 5, a najwyżej 3,5 metra długości. Wreszcie, reaguje na zmiany obciążeń poszczególnych kół i osi tak, jakby przed chwilą zjechała z toru wyścigowego i dla niepoznaki założono jej tablice rejestracyjne. Jak dużą rolę w takim odbiorze tego samochodu pełni jednostka napędowa, nie wiem, ale całe to auto ma fenomenalne zdolności do poruszania się zarówno bardzo spokojnego, pełnego gracji, jak i najdzikszej walki z każdym zakrętem o pozostanie w nim. Trzeba to mocno podkreślić, że tego wszystkiego nie byłoby, gdyby nie napęd na obie osie i system skrętnych tylnych kół. Mechanizm czyniący z M550i auto stale czteronapędowe, oczywiście z możliwością żonglowania dopływem momentu obrotowego do każdego z kół według potrzeb, ma tu do pomocy tylną oś, wychylającą swoje koła w tę samą lub przeciwną stronę, co koła przednie – zależnie od prędkości jazdy. Właśnie to sprawia, że do niedawna najszybsza seryjnie produkowana seria 5 (bo jest już nowe M5, więc tytuł ten M550i musiało oddać) zasługuje na najwyższe możliwe oceny za zachowanie na drodze.

NA SZCZĘŚCIE OSTAŁ SIĘ SILNIK

Chociaż M550i zamordowano, to na szczęście pobrano z niego organy do przeszczepu dla nowej „M5”. Jako że dawca i biorca to jedna rodzina – można powiedzieć, że bliźniacze rodzeństwo – przeszczep przyjął się i najnowsze M5 korzysta z serca swojej starszej siostry. Ale gdy biło ono jeszcze w M550i, czyniło z tego samochodu maszynę zdolną do wywoływania wzruszeń u prawdziwych fanów motoryzacji. Nie ma jednak co pisać o tym w czasie przeszłym, w końcu M550i będzie żyć nadal w świecie samochodów używanych. Dlatego o bardzo wysokim poziomie osiągów, świetnej ścieżce dźwiękowej i fenomenalnie niskim zużyciu paliwa, na poziomie testowych 9,6 l/100 kilometrów, napiszę tak – one są wciąż żywe. Tak żywe, jak reakcje silnika na dodanie gazu, niwelujące niewielką zwłokę w reakcji ośmiobiegowej przekładni automatycznej. Zapas momentu obrotowego powoduje, że nawet ten minus skrzyni, o którym wspominałem także w tekście na temat BMW 430i Cabrio, tu po prostu nie przeszkadza. W całej otoczce osiągów, jaką to BMW roztacza, najlepsze jest jednak to, że one się w ogóle nie narzucają. Jeżeli chcesz, możesz podróżować cały czas w trybie ECO-PRO i nadal będziesz miał pod nogą ogromny zapas mocy, który nigdy, w żadnej sytuacji, nie będzie wysuwał się na pierwszy plan. Użytkując M550i jako auto codzienne, możesz mieć pewność, że nigdy nie sprowokuje Cię do szaleństw na drodze. Już dużo słabsze kompakty w stylu Volkswagena Golfa GTI, potrafią wprowadzać bardziej nerwową atmosferę we wnętrzu i prowokować do częstszego wykorzystywania ich możliwości. Tu jest inaczej. BMW potrafi być całkowicie, w 100% spokojne, opanowane i stateczne. Możesz nawet nigdy nie sprawdzać, co naprawdę potrafi, a i tak da Ci ogrom wrażeń z jazdy. Uważam to za wielką zaletę tego samochodu. Ale jeśli jednak coś sprawi, że zechcesz się dziko wyszaleć, nie musisz kupować drugiego samochodu tylko do tego celu. Pamiętaj, że ten jest w stanie “objechać” poprzednie M5… Gdyby jednak zdjąć z testowego egzemplarza znaczek „M550i” z klapy bagażnika – co przecież było możliwe podczas konfiguracji auta – wiele od zwyczajnej serii 5 w M Pakiecie różnić go nie będzie. Inny zderzak przedni i dodatki w matowym odcieniu na kilku elementach karoserii – to tyle. Testowany egzemplarz miał dodatkowo wyróżniające go 20-calowe felgi z palety akcesoriów Individual, ale niezbyt krzykliwe. I to jest kolejna wielka zaleta tej wersji serii 5. Anonimowość zamkniętych w niej osiągów, które dla niewtajemniczonych użytkowników dróg mogą wydawać się całkiem zwyczajne. Oczywiście, gdy przyjrzysz się lepiej, dostrzeżesz, że to nie jest zwyczajna wersja, ale na pierwszy rzut oka można tego nie zauważyć.

ZAPACH BMW

Pisałem to już przy okazji relacjonowania wrażeń z jazdy serią 4 cabrio, w serii 5 oczywiście również jest to wyczuwalne. Dosłownie. Każde nowe BMW pachnie we wnętrzu tak specyficznie, że zapachu tego nie da się pomylić z żadnym innym. Nieważne, czy samochód ma skórzaną tapicerkę, czy materiałową. Nieważne, jaka to seria modelowa. Zapach jest zawsze ten sam. M550i ze zdjęć dodatkowo wtrącało pewną nutę zapachową, pochodzącą ze skórzanej tapicerki, po której widać, że jest bardzo wysokich lotów. Podobnie jak całe wnętrze, zmontowane z bardzo wysokiej lub wysokiej jakości materiałów, zmontowane świetnie. Za każdym razem, gdy chwytam w ręce kierownicę wchodzącą w skład M Pakietu, stworzoną dla nowych modeli bawarskiej marki, mam wrażenie, że jest to najlepsza kierownica na świecie. Nie jest spłaszczona u dołu, jak w wielu usportowionych lub sportowych modelach konkurencji, co zapewnia zawsze pewny chwyt, w każdym jej położeniu. To niezwykle ważne, gdy trzeba szybko przekładać na niej ręce, co jednak w M550i zdarza się naprawdę rzadko. Zmienne wspomaganie układu kierowniczego powoduje, że podczas szybkiej jazdy ruchy rąk nie muszą być duże. Wychylenia w prawo lub w lewo rzadko trzeba pogłębiać tak, aby trzeba było zmienić miejsce chwytu. Do tego grubość kierownicy dobrano tak, że trzyma się ją niezwykle pewnie i po prostu przyjemnie.

4.4 V8 bi-turbo. 462 konie mechaniczne. 650 Nm momentu obrotowego. Napęd na cztery koła. To wszystko zamknięte w nadwoziu limuzyny i jako całość szybsze niż M5 F10, czyli do niedawna najszybsza seria 5 wszech czasów.

Obsługa nowego kokpitu, najeżonego wyświetlaczami, to już nie jest to, co kiedyś. Owszem, jest po staremu bardzo intuicyjna, iDrive jest chyba najlepszy w historii, wszystko znajduje się tam, gdzie byś tego szukał, ale jestem zdania, że nic nie zastąpi tradycyjnych przycisków. Dotykowe wyświetlacze zamiast guzików do obsługi panelu klimatyzacji wyglądają bardzo efektownie, ale czasem trzeba więcej uwagi, aby coś za ich pomocą ustawić. Bo jest co ustawiać. Samochód ma mnóstwo opcji, w które można ingerować w mniejszym lub większym stopniu. Począwszy od ustawień wspomnianej klimatyzacji – także foteli, nota bene super wygodnych – po ustawienia systemu multimedialno-rozrywkowego, oświetlenia wnętrza, na asystentach jazdy skończywszy. Jest tego naprawdę bardzo dużo i pod tym względem seria 5 nie ustępuje serii 7. Sprawiedliwość jednak muszę oddać i napiszę, że obsługi za pomocą wyświetlaczy nie traktuję tu jako wadę. Przyjmuję, że to jest trend nieodwołalny i jestem w stanie go zaakceptować dopóki, dopóty auto pozwala mi się jeszcze obsługiwać i nie chce być ode mnie mądrzejsze. Natomiast tak jak i w testowanej wcześniej „siódemce”, tak i w „piątce” za wadę uznaję dwie rzeczy, niby nieistotne, a dla mnie niezrozumiałe. Bo również tu nie da się wyłączyć czujnika zmierzchu, nie da się również wyłączyć podgrzewania lusterek zewnętrznych. Gdyby te dwie rzeczy były możliwe, zarówno seria 7, jak i seria 5 byłyby dla mnie absolutnymi ideałami jako samochody dla kierowcy w swoich segmentach. Zresztą i tak nimi są. Bo te dwie rzeczy nie mogą tego zmienić.

BMW M550i xDrive ma się podobno narodzić na nowo. Z nowym silnikiem. Zapewne jakimś 3.0, zapewne potrójnie doładowanym. Zapewne R6. W porządku, nie mam nic do R6. W wydaniu BMW zawsze były to silniki wyśmienite. Ale jeśli tak, to V8 już nie będzie i jest to strata nie do odżałowania. Po każdej takiej stracie należy przebyć żałobę, w przypadku M550i xDrive jest nie inaczej. Obawiam się tylko, że nawet gdy już ten czas minie, gdzieś głęboko w świadomości pozostanie żal za czymś, czego nazwać nie sposób, a co czują tylko prawdziwi miłośnicy samochodów. Mnie kilkaset kilometrów spędzonych z tym autem wystarczyło, żeby wiedzieć, jak wspaniała maszyna odeszła z powodu durnych przepisów. I można się tylko pocieszać, że na scenie pozostaje M5 z tym samym silnikiem, tylko że w jeszcze lepszym wydaniu. Ale na jak długo pozostaje? Czy za kilka lat będzie jeszcze miejsce w świecie motoryzacji na cokolwiek, co ma duszę?

Tekst i zdjęcia: Arkadiusz Kucharski


PODSTAWOWE INFORMACJE

  • Silnik: benzynowy, turbodoładowany, 4395 cm3
  • Skrzynia biegów: automatyczna 8-biegowa
  • Moc maksymalna: 462 KM w zakresie 5500-6000 obr/min
  • Maksymalny moment obrotowy: 650 Nm w zakresie 1800–4750 obr/min
  • Przyspieszenie 0-100 km/h: 4,0 s
  • Prędkość maksymalna: 250 km/h
  • Zużycie paliwa w cyklu mieszanym (dane producenta): 9,1 l/100 km
  • Zużycie paliwa średnio w teście: 9,6 l/100 km

ZDJĘCIA