BEZ OGLĄDANIA SIĘ NA INNYCH
Oto chyba najtańszy sposób na to, aby wyróżnić się w morzu samochodowego planktonu, a jednocześnie niewymagający poświęceń i wyrzeczeń. Dziś nawet Porsche nie wzbudza na ulicy takiego zaciekawienia. SsangYong XLV, czyli jadę swoją drogą.
Historia, jak to mówią, lubi się powtarzać. W tym przypadku bardzo ważne jest, aby również się powtórzyła. SsangYong to kolejna koreańska marka, aspirująca do osiągnięcia sukcesu na miarę koncernu Hyundai/Kia. Nie sposób nie porównywać ze sobą tych dwóch przypadków. Kopciuszek produkujący tanie, proste, nieskomplikowane samochody, zaczyna oferować je w Europie i tu je tworzyć. Zaczyna się rozwijać, a wraz z nim rozwijają się jego produkty. Kopciuszek dorasta. Wytwory jego fabryk coraz częściej parkują w garażach Europejczyków i coraz częściej nie dlatego, że są tanie. Bo tanie tak naprawdę już nie są. Są za to dobre. Niektóre nawet bardzo. Hyundai i Kia są oczywiście na innym etapie, to o tym duecie jest bowiem wspomniana bajka. Ale SsangYong podąża tą samą drogą. Tańczy na tym samym balu i tak samo jak rodzimy konkurencyjny koncern dotarł do Europy i do Polski. I rośnie. Obecne modele można określić na pewno jako wizualnie ciekawe, ale to oczywiście do rynkowego sukcesu nie wystarczy. Musi być coś jeszcze, co sprawi, że nie tylko dla innego wyglądu auta te będą kupowane. XLV ma kilka cech, które warto docenić. Zacznijmy od wnętrza.
JESTEM WIELKI
SsangYong XLV jest mega przestronny. O tym nie można nie wspomnieć. Z przodu, z tyłu, w bagażniku – wszędzie jest mnóstwo miejsca. Brak tunelu środkowego powoduje, że pasażerowie tylnej kanapy mogą wręcz przechadzać się po tylnej części kabiny. Ci z przodu zaś mogą upychać potrzebne w podróży przedmioty w wielu dużych schowkach. Cechy praktyczne XLV ma więc rozwinięte bardzo dobrze. Samo wykonanie wnętrza i użyte w tym celu materiały są naprawdę przyzwoite. Spodziewałem się, że pod tym względem będzie po prostu zauważalnie gorzej. Tymczasem, podczas jazdy nie słychać żadnych nieprzyjemnych odgłosów pochodzących z deski rozdzielczej, boczków drzwi czy tunelu środkowego. Na minus da się zauważyć, a raczej usłyszeć, że do kabiny w zbyt dużym stopniu docierają odgłosy pracy silnika i szumy wiatru przy większych prędkościach. To tyle hałasów, bo na przykład jeśli koła trafią na nierówności, słychać tego nadmiernie nie będzie. Ogólnie zawieszenie jest chyba najmocniejszą stroną samochodu, wespół z dużym wnętrzem. Tłumienie nierówności i trzymanie samochodu w ryzach są na zaskakująco wysokim poziomie. Auto jest stabilne, pewne na drodze i gdyby nie układ kierowniczy, który daje trochę zbyt mało czucia, prowadzenie byłoby bez zarzutu. Sytuację z układem kierowniczym poprawia przełączenie go w tryb Sport, ponieważ w trybach Comfort i Normal sztuczność jego działania jest już zbyt duża. SsangYong zastosował w XLV pewien ciekawy trik, zupełnie tak, jakby chciał pokazać, że XLV można traktować jak auto terenowe. Otóż na wyświetlaczu obok zegarów znalazło się miejsce na wskaźnik pokazujący kierunek i stopień skrętu przednich kół. Dla niektórych będzie to zwykły bajer, dla kogoś zaś może być pomocą. Kolejnym nietypowym rozwiązaniem, które stosuje jeszcze chyba tylko Mazda, jest gaśnięcie świateł do jazdy dziennej na postoju, gdy kierowca zaciągnie hamulec postojowy – dźwignią, ponieważ jest on w pełni mechaniczny. Szkoda tylko, że wraz ze wspomnianymi światłami do jazdy dziennej, podczas jazdy świecą się również tylne światła pozycyjne i oświetlenie tablicy rejestracyjnej, których działanie w ciągu dnia, podczas dobrej pogody, jest przecież zupełnie zbędne.
Silnik jest jak ze starej szkoły jednostek nastawionych na wykonywanie swojej pracy bez emocji. Szkoły dobrej, bo uczącej jednostki napędowe długiej bezawaryjnej pracy, a przedmiot ten we współcześnie prowadzonych szkołach kształcących samochody nie występuje.
Gdy zasiądziesz w fotelu kierowcy, Twoje pierwsze wrażenie dotyczące obsługi samochodu może być tylko jedno – tu wszystko jest inne. Wyposażenie testowanego egzemplarza było bogate, choć Quartz (a obecnie Onyx) nie jest najwyższą wersją wyposażeniową (jest nią Sapphire). To, co na pokładzie było, dało się obsługiwać łatwo, ale nie od razu. Chwili przyzwyczajenia wymaga menu systemu multimedialnego i nie chodzi wcale o to, że nie ma w nim języka polskiego. Poszczególne zakładki systemu nie są zbyt intuicyjne w obsłudze, chociaż przyznać trzeba, że gdy tylko poświęcisz kilka minut na pełne zapoznanie się z nimi, dalej będzie Ci już łatwo sterować poszczególnymi funkcjami. Będzie to również łatwe w przypadku dźwigni zmiany biegów. Jest ona co prawda długa, ale biegi za jej pośrednictwem da się zmieniać płynnie, precyzyjnie i sprawnie. Sam wygląd dźwigni na to nie wskazuje, dlatego jest to miłe zaskoczenie. Jedynym minusem, który można wytknąć mechanizmowi skrzyni biegów jest to, że jego praca jest słyszalna. Po prostu słychać moment załączania poszczególnych przełożeń. Nie jest to w żaden sposób uciążliwe, aczkolwiek występuje.
JESTEM INNY
SsangYong to marka, która w konkretny sposób wyróżnia się także pod innym względem. W sytuacji, gdy prawie cały świat jest turbodoładowany, SsangYong w swojej benzynowej jednostce takiego rozwiązania nie stosuje. Ma to oczywiście swoje plusy i minusy, a co za tym idzie, albo to docenisz, albo nie zaakceptujesz. Dzięki temu, że silnik jest po prostu nieskomplikowany, istnieje duża szansa na to, że będzie bezawaryjnie służył przez wiele lat i tysięcy kilometrów. Osobiście uważam, że wciąż jest zapotrzebowanie na takie jednostki napędowe. Nie każdy przecież potrzebuje na co dzień dużo momentu obrotowego czy przyspieszenia do „setki” na wysokim poziomie. Tego tutaj nie znajdziesz. Silnik jest jak ze starej szkoły jednostek nastawionych na wykonywanie swojej pracy bez emocji. Szkoły dobrej, bo uczącej jednostki napędowe długiej bezawaryjnej pracy, a przedmiot ten we współcześnie prowadzonych szkołach kształcących samochody nie występuje. 128 KM wystarcza do jazdy sprawnej, lecz nie szybkiej. Gdy zechcesz zmusić XLV do szybszego nabierania tempa, odwdzięczy się on wzrostem poziomu hałasu generowanego przez silnik, za czym niekoniecznie pójdzie współmierny wzrost prędkości jazdy. To musisz zaakceptować. SsangYong dużo bardziej niż do wyścigów nadaje się do spokojnej jazdy, wtedy czuje się najlepiej.
Dlatego też nie może dziwić, że za kierownicą tego samochodu najczęściej widzę statecznych ojców rodzin. Widzę, jeśli uda mi się to auto na ulicy wypatrzeć, bo chociaż jest to coraz łatwiejsze, to wciąż trzeba się porządnie rozglądać. Wspomniani ojcowie dobrze wiedzą, dlaczego to auto wybrali. Wiedzą, czego chcieli. I mają to, czego chcieli. Mają samochód wielki w środku, duży też na zewnątrz. Mają auto, które najpewniej kupili „na lata”, ponieważ zdają sobie sprawę, że na początku utrata wartości tego modelu może być duża. Mają samochód, który ma również silnik „na lata”, co z pewnością ma znaczenie, jeśli na taki czas kupili swoje cztery kółka. No i wreszcie mają przede wszystkim coś innego niż wszyscy. Takich osób jest coraz więcej, ponieważ z roku na rok sprzedaż modeli marki w Polsce systematycznie rośnie i zaczyna wychodzić z totalnej niszy. To dziwić nie może. Jeśli SsangYong dalej będzie robił to, co robi, to już niedługo powinien zacząć realnie zagrażać swoim konkurentom w poszczególnych segmentach. Życzę tego marce z całego serca, bo tworzy samochody nietuzinkowe i pozwalające na nutę indywidualizmu. A jeszcze w tym roku ma się pojawić nowy, benzynowy silnik z turbodoładowaniem. Kopciuszek w tej bajce gra swoją rolę coraz lepiej…
Tekst i zdjęcia: Arkadiusz Kucharski
PODSTAWOWE INFORMACJE
- Silnik: benzynowy, wolnossący, 1597 cm3
- Skrzynia biegów: manualna 6-biegowa
- Moc maksymalna: 128 KM przy 6000 obr/min
- Maksymalny moment obrotowy: 160 Nm przy 4600 obr/min
- Przyspieszenie 0-100 km/h: brak danych
- Prędkość maksymalna: 178 km/h
- Zużycie paliwa w cyklu mieszanym (dane producenta): 7,1 l/100 km
- Zużycie paliwa średnio w teście: 6,9 l/100 km