Skoda Kodiaq 2.0 TDI 193 KM DSG 4×4 Selection

Skoda Kodiaq 2.0 TDI 193 KM DSG 4×4 Selection

WIELKIE NADZIEJE

Nowa Skoda Kodiaq 2.0 TDI jest autem jeżdżącym po jaśniejszej, tej bardziej optymistycznej stronie motoryzacyjnego frontu walki o normalność w świecie samochodów. Przede wszystkim dlatego, że pod maską ma mocnego diesla i nie trzeba jej ładować z gniazdka. Test 193-konnej odmiany z napędem 4×4, wprost napakowanej wyposażeniem.

Napakowanej tak bardzo, że aż nieswojo człowiek czuje się z myślą, że miałby za to auto zapłacić niespełna 300 000 złotych. Samochód w testowanej konfiguracji Skoda wycenia na dokładnie 289 600 złotych, a samego tylko wyposażenia opcjonalnego mamy tu tyle, że kosztuje ono łącznie 78 100 złotych. Nietrudno więc policzyć, że cena wyjściowa modelu z tym silnikiem i w wersji wyposażenia Selection – takiej jak testowana – wynosi 211 500 złotych. W bardzo nieodległych czasach, gdy w salonach parkowały jeszcze egzemplarze pierwszej generacji Kodiaqa, za sumę pozwalającą nabyć obecnie auto w podstawowej konfiguracji, bez opcji dodatkowych, dało się zakupić naprawdę dobrze wyposażony egzemplarz, również z tak mocnym silnikiem wysokoprężnym. Cóż, unijni delegaci do przykręcania nam śruby robią to, za co im płacą i nie należy dziwić się, że nowe samochody są obecnie horrendalnie drogie. Czym nowy Kodiaq broni się w starciu na argumenty z przeciwnikami wydawania na tego typu auto takich pieniędzy? Arsenał do tej walki ma dosyć pokaźny, mimo że bez trudu da się zauważyć słabsze strony nowego zawodnika wagi ciężkiej ze stajni Skody.

Gdy stoi na parkingu, połyskując w słońcu nowym odcieniem lakieru Złoty Bronx, i opierając swój ciężar 1902 kilogramów na 20-calowych felgach, wymagających dopłaty aż 7150 złotych, widać, że swoje musiał kosztować. Jest to samochód z gatunku tych popularnych i nie należy sugerować się tym, że na drogach nie widać go jeszcze aż tak znowu często. Kodiaq numer 2 zadebiutował bowiem przecież w zeszłym roku. Nie mam wątpliwości, że w najbliższych miesiącach sytuacja się odmieni i samochód ten będzie tak popularny, jak pierwsza jego generacja, sprzedawana w latach 2016-2024. Jednakże gdy mowa jest o efekcie nowości i egzemplarzu skonfigurowanym tak jak testowany, usprawiedliwione są ciekawskie spojrzenia przechodniów i kierowców innych aut, mijanych na drodze. Ktoś być może powie, że żywe zainteresowanie jakąkolwiek „normalną” Skodą nie jest spodziewane, za to trudno wytłumaczalne, ale pamiętajmy, że mówimy o marce w Polsce bardzo popularnej. Będąc w zasięgu finansowym przeciętnego nabywcy nowego samochodu w o wiele większym stopniu niż porównywalnej wielkości auta premium, ma więc prawo robić zamieszanie na zasadzie: „a może mnie na takiego stać?”. Tu, schodząc delikatnie na ziemię, należałoby znów przywołać te niespełna 300 000 złotych, jakie widnieje na metce egzemplarza ze zdjęć, ale z drugiej strony… Dostajemy za te pieniądze naprawdę dużo samochodu i wyposażenia.

Lista opcji dodatkowych w pliku będącym zestawieniem danych technicznych i konfiguracji prezentowanego auta jest rzeczywiście obszerna. Nie ma sensu przytaczać zarówno wszystkich kwot, jak i pełnego zestawienia jej elementów, łatwiej jest wyczytać to wszystko ze wspomnianego pliku umieszczonego na końcu tego materiału. Pojedyncze opcje i tak zostaną przeze mnie omówione w dalszej części tekstu. Kiedyś nie sposób było sobie wyobrazić tak wyposażonej Skody, ale teraz nic nie stoi na przeszkodzie, aby takową jeździć. A czym jest jazda takim samochodem? Przyjemnością? Tak, aczkolwiek w rękach doświadczonego kierowcy, nowy Kodiaq 2.0 TDI 193 KM 4×4 będzie samochodem odczuwalnie bardzo normalnym, ale jednocześnie wzbudzającym pewien niedosyt. Są dwa elementy wpływające na takie odczucia. Po pierwsze – niedosyt związany z osiągami samochodu, który pojawił się u mnie po 941 kilometrach całego testu. Dynamika jazdy jest oczywiście dobra, chwilami bardzo dobra, ale chyba spodziewałem się po tym aucie więcej. Patrząc na maksymalny moment obrotowy, dostępny w przedziale od 1750 do 3250 obr/min i wynoszący 400 Nm, usprawiedliwione jest odczucie lekkiego zawodu w kwestii jakości rozpędzania, mimo że suche dane katalogowe tego nie potwierdzają. W teorii auto przyspiesza od 0 do 100 km/h w 8,0 s i jest to wartość w codziennym życiu więcej niż wystarczająca. Prędkość maksymalna to 220 km/h i tej akurat raczej nikt zbyt często nie wykorzysta. Bardzo ważne natomiast z punktu widzenia kierowcy reakcje na gaz i elastyczność jednostki napędowej dają wrażenie, że albo czegoś jeszcze tu brakuje, albo należało zrobić coś zwyczajnie inaczej. Szczególnie ostre ruszenie z miejsca, gdy auto po głębokim wciśnięciu pedału gazu (nawet w trybie sportowym) potrzebuje około 0,5 sekundy na jakąkolwiek reakcję i na pierwszych kilku metrach rozpędza się po prostu leniwie, nie pozostawia dobrego wrażenia. Pod względem elastyczności jest lepiej, ponieważ już jadący Kodiaq nie potrzebuje się tyle zastanawiać nad intencjami kierowcy, ale jeśli jedziemy ponad 100 km/h, nie oczekujmy, że zamieni się w pocisk, gdy tego od niego zażądamy. Nieco usprawiedliwiam takie niedostatki wspomnianą wcześniej dużą masą samochodu, jego gabarytami i dużymi felgami z oponami 235/45 R20, które trudniej wprawić w szybsze obroty.

Całe to lekkie rozczarowanie osiągami i reakcjami samochodu znika, pryska wręcz pod dystrybutorem. Zatankowany do pełna, Kodiaq 2.0 TDI 193 KM może przejechać bez kolejnej wizyty na stacji paliw całe 951 kilometrów, a to wszystko dzięki naprawdę niskiemu zużyciu paliwa i sporemu jak na dzisiejsze standardy zbiornikowi na olej napędowy. 58 litrów, jakie zmieszczą się w nowym Kodiaqu, przy średnim spalaniu pomiarowym na poziomie 6,1 l/100 km, pozwalają myśleć o nowej Skodzie jako o pełnoprawnym aucie na długie dystanse. Sprzyja temu również komfort w kabinie. Dwulitrowy diesel jest dobrze wyciszony i pracuje wystarczająco miękko, dwusprzęgłowa 7-biegowa przekładnia z funkcją manualnej zmiany biegów i trybem sportowym płynnie i bez szarpnięć zmienia przełożenia, a zawieszenie – w większości przypadków – zdaje egzamin. Tu co prawda nieco nie pasują dźwięki głuchego dudnienia, jakie pojawiają się w podwoziu Skody na często występujących nierównościach nawierzchni, są w dodatku nieco bardziej słyszalne niż w nowej Skodzie Superb z tym samym, adaptacyjnym zawieszeniem, ale da się z tym żyć. Ustawienie twardości amortyzatorów realnie wpływa na odczucia zza kierownicy, a możliwości ich regulacji są rozbudowane. W najbardziej miękkim trybie auto nie buja się, nie kołysze, jest stabilne, zapewniając przy tym solidne odizolowanie pasażerów od tego, po czym aktualnie porusza się samochód. W najbardziej usztywnionej formie Kodiaq nadal jest zaskakująco wygodny, dla odmiany jednak bardziej wyczulony, wykonujący zdecydowanie więcej ruchów na linii góra-dół, bez przesadnej sztywności pracy układu jezdnego. Nowe amortyzatory DCC drugiej generacji, wymagające dopłaty 4400 złotych, wyposażono w zawory odpowiadające oddzielnie za kompresję i odbicie.

Dosyć bezpardonowe traktowanie na łukach nowego Kodiaqa z takim układem jezdnym nie objawia się koniecznością kurczowego trzymania kierownicy w oczekiwaniu na to, co nastąpi. Sam układ wspomagania jest przyjemnie oporny w pracy, co oznacza, że kierownica nie obraca się zbyt lekko. Da się to jeszcze mocniej odczuć w trybie Sport, ale już podstawowe ustawienie siły wspomagania sprawdza się na co dzień i nie sprawia wrażenia przesadnie „stwardniałego”, jak ma to miejsce w sportowym trybie jego pracy. Nie miałem możliwości porównania, jak pod tym względem sprawuje się standardowy układ kierowniczy, ale jego opcjonalna odmiana z progresywnym wspomaganiem zalicza się do plusów auta. Duża Skoda z definicji nie jest mistrzem zwinności w szybkich manewrach, ale stabilności odmówić jej nie można. Wychylenia są oczywiście odczuwalne, a podsterowność objawia się dosyć wyraźnie w sytuacjach zmuszania samochodu do zacieśniania skrętu, ale nie ma mowy o nerwowym zachowaniu. Wszystko jest przewidywalne i stateczne. Podczas mocnego hamowania nie da się oszukać percepcji i wmówić sobie, że nie prowadzimy odpowiednio dużego kawałka metalu, ale tu znów powraca przyjemna cecha zachowania tego auta, czyli wspomniana stabilność reakcji na to, co wyczynia kierowca. Tak naprawdę, jak na tak dużego SUV-a, z definicji nie służącego do prawdziwie dynamicznej jazdy, nowy Kodiaq radzi sobie na drodze bardzo dobrze. Z definicji jest to bowiem pojazd przede wszystkim rodzinny, a na tym polu ma bardzo dużo do powiedzenia.

Jedną z opcji dodatkowo płatnych, obecnych na pokładzie testowanego egzemplarza, był trzeci rząd siedzeń. Kosztuje 5100 złotych i składa się na niego niewielka kanapa w przestrzeni bagażowej, przeznaczona w rzeczywistości dla dzieci lub dorosłych osób drobnej postury. Próba zajęcia na niej miejsca przez osoby o wzroście w okolicach 180 centymetrów powiedzie się i nawet da się w takim przypadku podróżować, ale o wygodzie nie może być mowy. Zbyt podkurczone nogi i niedostatek przestrzeni nad głową ją wykluczają. Godna pochwały natomiast jest sama możliwość zakupienia Kodiaqa w konfiguracji dla siedmiu pasażerów. Aby dostać się do przestrzeni bagażowej i w niej zasiąść, należy odchylić podzieloną w stosunku 1:3 kanapę w drugim rzędzie, standardowo przesuwaną i wyposażoną w regulację kąta pochylenia oparcia. To bardzo praktyczne rozwiązanie, z których w ogóle słynie Skoda. Problemem przy podróżowaniu w siódemkę jest takie podzielenie przestrzeni na nogi między drugim a trzecim rzędem, aby każdy miał jej wystarczająco. Oczywiście kłopot rozwiązuje się sam, gdy w ostatnim rzędzie podróżują dzieci. Jeżeli na końcu kabiny nikogo nie ma i środkowa kanapa jest maksymalnie odsunięta, miejsca na niej nie zabraknie. Nawet uwzględniając odchylany i odsuwany, wyposażony w elektrycznie (dotykowo) sterowaną roletę, opcjonalny dach panoramiczny za 6350 złotych, nad głowami pasażerów z tyłu miejsca jest naprawdę sporo. Na przednich fotelach, w testowanym egzemplarzu elektrycznie sterowanych, podgrzewanych i wentylowanych, z funkcją masażu i pamięcią ustawień dla kierowcy i pasażera (taki luksus kosztuje w pakiecie 10 750 złotych), tym bardziej nie ma mowy o ciasnocie. Typowa dla SUV-ów, dosyć wysoka pozycja do jazdy, nie jest tutaj zbyt wysoka, a przynajmniej nie odczuwa się tego po maksymalnym obniżeniu wysokości siedziska. Jego długość jest regulowana na obydwu przednich miejscach, a z pozycji kierowcy da się poprzez ekran dotykowy sterować także fotelem pasażera. Sztuczna skórzana tapicerka za 8900 złotych nie sprawia złego wrażenia, można wybrać jej kolor (czarna lub brązowa) i tak naprawdę, podchodząc uczciwie do tego zagadnienia, ogólnemu wykończeniu wnętrza Skody nie można niczego poważnego zarzucić. Kokpit wygląda ładnie, ozdobiony został ambientowymi listwami świecącymi z dużą ilością kolorów do wyboru, na boczkach drzwi i desce rozdzielczej są panele wyglądem przypominające szare drewno, a całość dopełniają dobre tworzywa, tam gdzie trzeba uginające się pod naciskiem palca. Tu jednak koniecznie należy zwrócić uwagę na fakt szukania przez producenta niepotrzebnych oszczędności. Kieszenie w drzwiach są duże zarówno z przodu, jak i z tyłu, jednak te tylne nie zostały wyściełane materiałem, podczas gdy jest to standardem w dużo tańszej, nowej Octavii Selection.


Bez nich w zasadzie nie ma współczesnej motoryzacji. Przepraszam – jest, ale klientom wydającym na nowy samochód dużo pieniędzy mile widzi się wszelaka nowoczesność, o czym Skoda dobrze wie. Projekt kokpitu nowego Kodiaqa zakłada więc obsługę w oparciu o ekrany, całym naszym szczęściem przy tym jest zachowanie także pewnej ilości czynności, jakie da się wykonać z pominięciem multimediów. Chodzi tu przede wszystkim o sterowanie wentylacją/klimatyzacją, do którego służą pokrętła i przyciski zgrupowane na osobnym panelu nad konsolą środkową. Znana z Superba funkcja Smart Dials opiera się na możliwości przypisania do środkowego pokrętła kilku funkcji, które będzie ono obsługiwało w zależności od wybranego, wcześniej przypisanego ustawienia. Można mu przyporządkować sterowanie trybami jazdy (tych jest aż siedem), siłą i rozdziałem nadmuchu powietrza w kabinie czy na przykład głośnością audio. Tu również nie obyło się bez widocznej elektroniki, ponieważ wszystkie trzy pokrętła wyposażono w niewielkie, wbudowane wyświetlacze, ale to akurat nie jest według mnie złe rozwiązanie. Wygląda ładnie i działa dobrze, aczkolwiek należy stwierdzić, że nie da się do końca intuicyjnie i bez zerkania na pokrętła wybierać potrzebnego nam w danej chwili ustawienia. Takie są konsekwencje wszystkich tego typu wynalazków.


Centralny wyświetlacz, mocno wystający z deski rozdzielczej, ma 13 cali i jest oknem na świat multimediów nowego Kodiaqa, przez które kierowca zawiaduje mnóstwem ustawień. Menu jest rzeczywiście rozbudowane, ale typowo dla Skody dobrze poukładane. Można stworzyć swoje własne widoki startowe, dzięki czemu przyjaźniejsze staje się obcowanie z Kodiaqiem, ale nawet jeśli ktoś nie ma ochoty bawić się we własne konfiguracje, odnajdzie się w nowym systemie. Sam ekran reaguje szybko i płynnie, ma ładną i czytelną grafikę. Płatna dodatkowo nawigacja satelitarna kosztuje 4950 złotych i należy ją zakupić, aby wielkość ekranu wynosiła wspomniane 13 cali, w przeciwnym wypadku otrzymamy wyświetlacz 10-calowy. Dopłacając więcej, dokładnie 7250 złotych, oprócz nawigacji i większego ekranu dostaniemy także w zasadzie typowy bajer, jakim jest debiutujący w tym modelu wyświetlacz przezierny, rzucający na przednią szybę kilka informacji związanych z jazdą. Jako że nawigację obecnie prawie każdy ma w telefonie, można sobie w zasadzie odpuścić te wydatki, natomiast nie polecam oszczędzania na opcjonalnych reflektorach matrycowych. To oczywiście jest skandal, że nie są standardem, ale powinniśmy chyba przyzwyczaić się, że to, co kiedyś było na wyposażeniu auta i nie stanowiło konieczności dodatkowego sięgania do portfela, teraz jest towarem bardziej luksusowym. Tak więc odżałowując kolejne 6650 złotych, otrzymamy nareszcie bardzo dobrze pracujące, diodowe oświetlenie Full LED Matrix, odpowiednio sterujące wiązkami świateł tak, aby nie oślepiać innych kierujących. Z pewnością pomaga w tym wyższe umieszczenie kamery przy przedniej szybie, a na pochwałę zasługuje także funkcja doświetlania zakrętów, wywiązująca się ze swoich obowiązków wyśmienicie. Nowy Kodiaq może wizualnie zauroczyć animacjami świateł. Dokupując reflektory matrycowe mamy wybór, czy chcemy dopłacić także za dosyć dyskretne, ale jednak dobrze widoczne po zmroku oświetlenie atrapy chłodnicy.


Wybierając 7-osobową wersję nowego Kodiaqa, musimy liczyć się z pomniejszoną przestrzenią bagażową, jaką będziemy mogli wykorzystać. Przy rozłożonym trzecim rzędzie siedzeń, bagażnik auta ma wciąż przyzwoitą pojemność 340 litrów, natomiast gdy siedziska w bagażniku położymy, wielkość kufra mieści się w przedziale od 845 do 2035 litrów. Dla porównania, w przypadku wersji 5-osobowej jest to od 910 do 2105 litrów. Wyłącznie do nabywcy należy decyzja, czy lepiej mieć w aucie więcej bagażu, czy pasażerów, chociaż w obydwu przypadkach kufer jest po prostu ogromny. Sam bagażnik może być wyposażony w podwójną podłogę i dojazdowe koło zapasowe, a niejako jego zwieńczeniem może być elektrycznie odblokowywany hak holowniczy. Kodiaq 2.0 TDI o mocy 193 KM i z napędem na cztery koła może ciągnąć przyczepę o masie do 2,5 tony, a nacisk na hak to maksymalnie 100 kilogramów. Jeżeli potrzebujemy auta, które sprawdzi się na tym polu, to będzie trafny wybór. Podczas całego testu nie udało mi się napotkać sytuacji drogowej, w której w warunkach zimowych wykazać mógłby się standardowy przy tym silniku napęd 4×4. Pogoda na to nie pozwoliła. Trakcja na suchym asfalcie jest bardzo dobra i nie da się w takich warunkach zgubić przyczepności podczas przyspieszania. Znając jednak opóźnione działanie układu 4×4 w mniejszym Karoqu, ciekaw jestem, jak w użytkowaniu typowo zimowym wypada większy Kodiaq. W obydwu modelach napęd na tylne koła przenosi wielotarczowe sprzęgło międzyosiowe, ale jako że Skoda stosuje obecnie dwie generacje tego rozwiązania, można mieć nadzieję, że w nowszym aucie jest bardziej dopracowane i sprawdza się w praktyce po prostu lepiej


W dużym aucie można upchać więcej sprytnych rozwiązań, tak więc Skoda postanowiła się nieco popisać. Na szerokiej konsoli środkowej, na której nie ma już – tak jak w nowym Superbie – sterowania skrzynią biegów, są obszerne zagłębienia, schowki i uchwyty na napoje. Mamy tu także podwójną ładowarkę indukcyjną, ładującą smartfony z mocą 15 W. Wspomniane sterowanie dwusprzęgłową przekładnią przeniesiono na kolumnę kierownicy i nie działa ono najgorzej, szybko można do niego przywyknąć. Naturalną konsekwencją tej zmiany jest przeniesienie sterowania wycieraczkami i zgrupowanie go razem z włącznikiem kierunkowskazów, a to oznacza możliwość omyłkowego uruchomienia spryskiwania szyby czołowej (za dopłatą podgrzewanej) przy włączaniu migaczy – guzik aktywujący spryskiwanie znajduje się na końcu dźwigienki. Z konsoli między fotelami zniknął również przełącznik elektromechanicznego hamulca postojowego i powędrował na deskę rozdzielczą, poniżej włącznika świateł, co pogorszyło komfort jego używania.

W cenniku Kodiaqa widnieją obecnie cztery wersje wyposażenia i pięć odmian silnikowych. Z punktu widzenia ekonomii eksploatacji i osiągów, testowany silnik 2.0 TDI 193 KM 4×4 jest optymalnym źródłem napędu. Nie jest najmocniejszy, ponieważ dwulitrowa benzyna występująca w wariantach 204- i 265-konnym legitymuje się wyższą mocą, ale gdy mowa o tego typu aucie, mocny diesel ma zwyczajnie więcej sensu, szczególnie przy większych przebiegach rocznych. Prognozowana utrata wartości nowego modelu jest niska – jak to w Skodzie. Generalnie, drugie wcielenie Kodiaqa jest naprawdę udanym samochodem i bardzo dobrym materiałem na lidera segmentu dużych SUV-ów nie-premium. Z wyglądu przypomina poprzednika, wizualnie nie odcina się, mimo nowoczesności detali, od swoich korzeni. Oceniając to auto wyłącznie subiektywnie, nie znajduję w nim dyskwalifikujących wad czy rzeczy realnie irytujących, wpływających in minus na przyjemność użytkowania tego samochodu. Obiektywnie jakieś minusy są i poniżej je wymieniłem. Natomiast na koniec chciałbym wrócić do wstępu, gdzie podkreśliłem „normalność” nowego Kodiaqa. To jest bowiem jego wielka zaleta i mnie osobiście także tym model ten do siebie przekonał. Co prawda nie wydałbym na niego kwoty koniecznej do zakupu testowanego egzemplarza, ale z kilku rzeczy można spokojnie zrezygnować i za maksimum 240-250 000 złotych wybrać egzemplarz, który nie rozczaruje wyposażeniem.


Tekst i zdjęcia: Arkadiusz Kucharski


PLUSY
  • Niskie spalanie i duży zasięg
  • Praca skrzyni biegów
  • Stabilność jazdy i jakość prowadzenia
  • Szerokie spektrum ustawień amortyzacji
  • Wyczucie układu kierowniczego
  • Przestronność pierwszego i drugiego rzędu siedzeń
  • Rozbudowana regulacja kanapy
  • Opcja 7-osobowa
  • Ogromny bagażnik
  • Praktyczne rozwiązania w kabinie
  • System multimedialny
  • Bogate wyposażenie opcjonalne
  • Działanie reflektorów matrycowych
  • Prognozowana niska utrata wartości
MINUSY
  • Reakcja na mocny gaz ze startu zatrzymanego
  • Niewielki niedosyt w kwestii osiągów
  • Głuche postukiwania z podwozia
  • Ceny niektórych opcji i konieczność ich dokupienia

PODSTAWOWE INFORMACJE

  • Silnik: diesel, turbodoładowany, 1968 cm3
  • Skrzynia biegów: automatyczna dwusprzęgłowa 7-biegowa
  • Moc maksymalna: 193 KM przy 3500 obr/min
  • Maksymalny moment obrotowy: 400 Nm w zakresie 1750-3250 obr/min
  • Przyspieszenie 0-100 km/h: 8,0 s
  • Prędkość maksymalna: 220 km/h
  • Zużycie paliwa w cyklu mieszanym WLTP: 6,4 l/100 km
  • Zużycie paliwa na trasie pomiarowej: 6,1 l/100 km
  • Cena samochodu w wersji testowanej 2.0 TDI 193 KM DSG 4×4 Selection: od 211 500 zł
  • Cena egzemplarza testowanego: 289 600 zł

DANE TECHNICZNE
SERWIS/GWARANCJA
WARTOŚĆ REZYDUALNA
ZDJĘCIA
TestFlotowy.pl
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.