Tag: <span>Premium Plus</span>

Suzuki Swift 1.2 DualJet mild Hybrid 2WD CVT Premium Plus

WŁAŚCIWY KIERUNEK

Nowe Suzuki Swift przybrało się w atrakcyjne nadwozie, postawiło na dobrym układzie jezdnym i zaprzęgło sobie do napędzania miękką hybrydę 1.2 DualJet o mocy 83 KM, tutaj z bezstopniową skrzynią biegów CVT. I co ciekawe, tak przewrotnie, wcale nie wyszło z tego idealne auto do miasta.

Żałuję, że nie miałem sposobności bliżej zapoznać się z poprzednią generacją Swifta. Opinii o nim słyszałem sporo, głównie pozytywnych, byłaby więc idealna okazja do odniesienia ich do rzeczywistości, a także do nowego wcielenia popularnego, małego auta japońskiego producenta. Suzuki, projektując Swifta na rok 2024, postanowiło pozostać na drodze do oferowania w tym segmencie nowoczesnego, jednakże całkowicie nieprzekombinowanego samochodu, spełniającego potrzeby „standardowego” nabywcy auta klasy B. To dobry kierunek. Nie wszyscy tak postępują, udziwniając swoje produkty nawet w segmentach, gdzie klienci tego ani nie chcą, ani zwyczajnie nie jest to wskazane ze względu na brak możliwości zachowania chociażby niższych kosztów produkcji, przekładających się na cenę finalnego produktu. Segment pojazdów tej wielkości powoli się kurczy i coraz trudniej będzie im konkurować z większymi modelami, ponieważ konieczność instalowania w niewielkich autach drogiego wyposażenia standardowego, nikomu często niepotrzebnego (ostrzeżenia o przekroczeniu prędkości, kamery obserwujące pasażerów, „czarne skrzynki”), winduje ceny aut, na których marża jest mniejsza niż w wyżej pozycjonowanych modelach. Finalnie może dochodzić do sytuacji, w których klient teoretycznie zdecydowany na samochód klasy B, wyjedzie z salonu większym i droższym autem, ponieważ po przeliczeniu kwoty potrzebnej na zakup mniejszego i odniesieniu jej do realnej jego wartości, stwierdzi, że jednak taka transakcja się zwyczajnie nie opłaca.

Tak wcale nie musi być z nowym Suzuki Swift. Jego cennik rozpoczyna promocyjna kwota 73 900 złotych (z dodatkowym rabatem 7000 zł), za którą otrzymuje się egzemplarz z silnikiem takim, jaki ma auto tutaj prezentowane (jedynym dostępnym w gamie modelu), manualną skrzynią o pięciu przełożeniach i podstawowym poziomem wyposażenia Premium, mającym w zasadzie już wszystko, czego do życia – szczególnie miejskiego – potrzeba. Dokładając do tej kwoty pieniądze w liczbie 16 490 złotych, nabywa się natomiast samochód bliźniaczy do testowanego egzemplarza. Prawie 17 000 złotych to spora dopłata do automatycznej skrzyni biegów, o level wyższego poziomu wyposażenia i dwukolorowego nadwozia, ale należy zaznaczyć, że odmiana z bezstopniową przekładnią nie jest oferowana w podstawowej wersji Premium. Wspomnianą kwotę koniecznie trzeba więc wyłożyć, aby móc cieszyć się zwolnieniem lewej nogi z pracy, co przy założeniu typowo miejskiego użytkowania Swifta, może być dla kogoś argumentem prawie że bezcennym.

Tutaj warto zastosować odniesienie do konkurencji w tym segmencie. Najnowsza Skoda Fabia 1.0 MPI, o bardzo zbliżonej mocy 80 KM, wymaga wydania minimum 71 850 złotych i tylko na pozór jest to atrakcyjna w porównaniu do Suzuki cena. Takie auto jest bowiem naprawdę bardzo kiepsko wyposażone, a w dodatku jego napęd nijak ma się do napędu testowanego Swifta. Aby Skoda mogła konkurować z nim pod względem dynamiki i wyposażenia, należy patrzeć na wersję Selection, wybrać silnik 1.0 TSI o mocy 115 KM (słabsze nie mogą mieć automatycznej skrzyni) i dołożyć do niego dwusprzęgłową przekładnię DSG, ale wtedy… robi się już naprawdę drogo. To może Mitsubishi Colt? Mam nieodparte wrażenie, że ten japoński producent zechciał podjąć rękawicę rzuconą przez Suzuki i również zastosował promocję na swoje auto. Odmiana 1.0 Turbo o mocy 91 KM, z podstawowym poziomem wyposażenia Invite, to kwota 73 790 zł, ale żeby w ogóle myśleć o automatycznej skrzyni biegów w Mitsubishi, trzeba przygotować się na zakup mocnej, ale drogiej hybrydy za przynajmniej 113 290 złotych.

Poszukajmy dalej. Bardzo popularny w Europie Peugeot 208 w odmianie Allure, ze 100-konną jednostką napędową, kosztuje 95 850 złotych, chcąc jednak nabyć go z automatem, należy szykować już przynajmniej niecałe 109 000 złotych. Blisko spokrewniona z „208” Corsa ma tę przewagę nad Swiftem, że 100-konny silnik oddaje już za 77 500 złotych, a wyposażona podobnie jak Suzuki, z automatyczną skrzynią na pokładzie, ceni się na „jedyne” 92 400 złotych. No dobrze, a taki Seat Ibiza? To auto również może być realnie zestawione z nowym Swiftem, ponieważ jego cennik zaczyna się od 82 000 złotych, natomiast ze skrzynią DSG od 93 000 złotych i jeśli chodzi o samochody najmocniej zagrażające Suzuki, to właśnie Opel i Seat wydają się być mocną konkurencją, szczególnie biorąc pod uwagę aspekt finansowy. Inna sprawa, że są obecne na rynku już od ładnych paru lat, mogą więc nie wydawać się tak atrakcyjnym kąskiem dla klientów.

Nowe Suzuki Swift jest natomiast rzeczywiście nowe i w związku z tym przykuwa na ulicach uwagę. Fakt – niebieski lakier Frontier Blue Pearl z czarnym dachem i obudowami lusterek zewnętrznych (opcja za 3490 złotych) robi tutaj dobrą robotę. Opcji kolorystycznych w nowym Swifcie jest całkiem sporo i samochód można dzięki temu trochę zindywidualizować. Samych wersji z dwukolorowym nadwoziem mamy w konfiguratorze cztery, takich z nadwoziem jednobarwnym jest dodatkowo dziewięć. Auto zachowało ogólną stylistykę poprzednika, z oczywiście zmienionymi światłami, zderzakami i różnymi detalami, jednakże wciąż jest to na pierwszy rzut oka Suzuki Swift. Nieco kontrowersyjny na początku kontaktu z autem może wydawać się jego front, jednakże po krótkim czasie oswajania naprawdę przestaje w jakikolwiek sposób zawracać myśli. Całe nadwozie jest wizualnie nieduże, ale przyjemnie foremne i pasujące do miejskiego charakteru modelu. Swift mierzy 3860 mm długości, nie jest więc w tej klasie autem z gatunku tych największych i tak w rzeczywistości się go odbiera. Wspomniane Fabia i Colt – dla przykładu – są dłuższe o odpowiednio 248 i 187 mm, co stanowi sporą różnicę. Z tego powodu nowego Swifta należy klasyfikować jako typowego mieszczucha, ale na szczęście nie przekłada się to na ograniczenie walorów użytkowych jego kabiny.


Ta okazuje się tak obszerna, że cztery osoby o wzroście do 180-185 cm będą podróżowały autem bez utyskiwania na brak przestrzeni. To duża zaleta Suzuki, której niekoniecznie można by się spodziewać, patrząc na auto z zewnątrz. Gdyby Swiftowi dołożono jeszcze nieco większy bagażnik, który pojemnością 265 litrów nie dorównuje wspominanej tutaj Skodzie (ta ma kufer o pojemności minimum 380 litrów), japoński mieszczuch byłby już naprawdę bardzo sensownym, niewielkim autem dla rodziny. Nawet jednak z taką pojemnością bagażnika, możliwego do powiększenia do poziomu 589 litrów po złożeniu oparć tylnej kanapy (dzielonych w proporcji 60:40), Suzuki nie musi na tym polu składać broni. Tylne siedziska nie są oczywiście jakieś super wygodne i z pewnością będzie to odczuwalne po kilku godzinach spędzonych w aucie, ale są to pewne wyrzeczenia, które należy brać pod uwagę w tym segmencie pojazdów. Pewnej dozy wygody niektórym osobom zabraknie także na przednich fotelach. Nie mają one regulacji podparcia odcinka lędźwiowego kręgosłupa, ich oparcia można regulować tylko skokowo, a fotel pasażera został pozbawiony możliwości ustawiania wysokości siedziska. Podczas bardziej zdecydowanych manewrów może także zabraknąć trzymania bocznego, ale nawet biorąc pod uwagę te niedogodności, fotele okazują się całkiem znośne podczas dłuższych podróży. Nie ma między nimi podłokietnika, co jednak w codziennym życiu nie przeszkadza. Dość powiedzieć, że zwróciłem na to uwagę nie dlatego, że chciałem oprzeć o niego rękę, ale dlatego, że postanowiłem schować coś niedużego w aucie i poszukiwałem odpowiedniego do tego miejsca – podłokietniki często mają schowki.

Przy założeniu, że jedziemy płynnie, ale nie powoli, auto potrafi naprawdę bardzo, ale to bardzo mało palić. Pomiary wykazały, że bez trudu da się osiągnąć wynik 4,3 l/100 kilometrów, a traktowany celowo delikatnie, Swift 1.2 DualJet 83 KM 2WD CVT spokojnie wypije mniej niż 4 litry na każde 100 kilometrów.

Ogólnie rzecz ujmując, wygoda jazdy nowym Swiftem stoi na wysokim poziomie. Samochód wykończono co prawda twardymi, ale za to dobrze spasowanymi tworzywami, które nie wydają niepożądanych dźwięków. Jasne wstawki na desce rozdzielczej i boczkach drzwi ożywiają kabinę i wyglądają po prostu ładnie, przełamując czerń i szarość wykończenia wnętrza. Jasna jest także podsufitka. Prawie wszystko, czego kierowca w trakcie jazdy potrzebuje, znajduje się pod ręką i jest bardzo łatwe w obsłudze. Japończycy postanowili zachować w tym modelu wiele analogowych rozwiązań, przez co na desce rozdzielczej odnajdujemy sporo oddzielnych guzików przypisanych różnym funkcjom. Tylko chwili wymaga wyłączenie płynnego w działaniu układu start-stop, a także asystenta utrzymania auta na pasie ruchu. Intuicyjnie, oddzielnymi przełącznikami wyregulujemy jednostrefową klimatyzację manualną, należy tylko zaakceptować fakt, że na jej wyświetlaczu nie znajdziemy informacji o ustawionej temperaturze podawanej w stopniach Celsjusza. Do rozeznania w temacie ustawień klimatyzacji służą kreski na wyświetlaczu tejże. Szybko skorzystamy z szeregu gniazd USB i 12V umieszczonych na dole kokpitu. Nieco więcej zakłopotania sprawi obsługa ustawień asystentów jazdy i tych związanych z komputerem pokładowym, ponieważ Suzuki pozostawiło do tego celu niewielkie pokrętło/guzik, wystające z analogowych zegarów – nota bene wyśmienicie czytelnych. Nie miałoby to w zasadzie większych negatywnych skutków, gdyby nie całkiem skutecznie utrudniające kierowcom życie nowe przepisy unijne dotyczące obowiązkowego pilnowania, aby kierujący czuł się w swoim nowym samochodzie nieco zaszczuty. Dlatego też nowy Swift zawsze po włączeniu zapłonu ostrzega dźwiękiem o przekroczeniu prędkości (na szczęście niezbyt intensywnie – głośność dźwięków ostrzeżeń można regulować), a także śledzi poczynania prowadzącego i wtrąca się nader często, gdy kierowca nie spełni wymyślonej normy patrzenia przed siebie. Ta ostatnia funkcja jest na tyle upierdliwa, że aktywuje się nie tylko po każdym włączeniu zapłonu, ale także po każdorazowym otwarciu drzwi kierowcy. Dezaktywacja tego wszystkiego wymaga korzystania właśnie ze wspomnianego pokrętła/guzika przy zegarach, stąd może się komuś zwyczajnie naprzykrzyć.


To wszystko nie zaburza jednak ogólnego komfortu podróżowania Swiftem. Gdyby nie wyraźne hałasy opływającego nadwozie powietrza, słyszalne od prędkości około 90 km/h, autem naprawdę komfortowo podróżowałoby się na drogach szybkiego ruchu. Zawieszenie nowego Suzuki sprawia, że gdybyśmy nawet kupili go do jazdy wyłącznie po mieście, dla przyjemności, raz na jakiś czas, zechcielibyśmy wyskoczyć nim na obwodnicę. Sprężystość nastawów i akustyka pracy elementów resorujących robią dobre wrażenie, czyniąc ze Swifta samochód absolutnie zdolny do dawania frajdy z pokonywania kolejnych kilometrów. Jedynie w trakcie przejeżdżania przez większe poprzeczne nierówności tłumienie może okazać się dla kogoś zbyt zdecydowane, natomiast wyraźnie odczuwalnym efektem tego jest poczucie pełnej stabilności samochodu. To ważne, ponieważ bardzo niska waga auta (bez kierowcy 957 kilogramów) mogłaby spowodować podskoki i zmiany toru jazdy w sytuacjach, gdy Swift poruszałby się akurat po mocno zaniedbanej drodze. Nic takiego się jednak nie dzieje. Suzuki ma pewien talent w tej materii, ponieważ najnowszy Ignis, mimo że nie waży nawet 900 kilogramów, także nie jest „chwiejnym” samochodem i nie odbywa się to za cenę przesadnego ograniczenia komfortu resorowania. Niska masa samochodu pozwala także na skuteczne wytracanie prędkości, mimo że przy tylnej osi zastosowano hamulce bębnowe – swoją drogą dobrze wyczuwalne i działające porządniej, niż w niektórych droższych autach.


Przy okazji testu nowego Swifta postanowiłem spojrzeć na ten model pod kątem czysto użytkowym, oczywiście z uwzględnieniem jego głównego przeznaczenia. I tak, w każdych bocznych drzwiach są kieszenie (te z przodu zmieszczą dużą butelkę z napojem), na konsoli środkowej zaprojektowano podwójne uchwyty na kubki, jest duże miejsce do odłożenia telefonu. Auto ma w standardzie pełną elektrykę szyb i lusterek, kamerę cofania i tylne czujniki parkowania, a widoczność dookoła jest dobra. Z jednym wyjątkiem. Nie zauważa się tego od razu, natomiast gdy staniemy na światłach, spostrzeżemy, że szyba czołowa jest stosunkowo niska i aby móc bez problemu obserwować wskazania sygnalizatora, należy nowego Swifta zatrzymywać w trochę większej odległości od linii wyznaczających punkty zatrzymania przed światłami. Same rozmiary i kształt nadwozia bez problemu pozwalają ocenić jego położenie na jezdni czy miejscu parkingowym, a wystarczająco lekko pracujący układ kierowniczy nie sprawia problemów w manewrowaniu autem. Co ciekawe, ma on jednak także pewną zdolność do informowania kierowcy o poczynaniach przednich kół, co odbiera się oczywiście bardzo pozytywnie, szczególnie w trakcie jazdy pozamiejskiej. W aktualnym Swifcie nie uświadczymy elektrycznego hamulca postojowego, z tego powodu nie ma więc na pokładzie funkcji utrzymującej ciśnienie w układzie hamulcowym podczas postoju na przykład przed światłami, ale to nie powinno nikogo do nowego Swifta zniechęcać. Tu jedna uwaga – po jednej, może dwóch sekundach postoju z wciśniętym hamulcem i załączonym trybem D skrzyni biegów, z napędu pojawia się praktycznie za każdym razem delikatne szarpnięcie, jak gdyby auto samo rwało się do jazdy.

Pewne braki w płynności pracy napędu pojawiają się także podczas delikatnego operowania pedałem gazu w trakcie jazdy. Przy bardziej zdecydowanym jego wciskaniu praktycznie nie występują, ale jeśli jedziemy spokojnie i płynnie przyspieszamy/zwalniamy – do czego hybryda Suzuki zachęca – możemy doświadczyć lekkiego poszarpywania w trakcie operowania gazem. Pojawia się ono także podczas ruszania z miejsca bez użycia pedału gazu – na przykład w trakcie powolnego podjeżdżania w korkach do poprzedzającego pojazdu. Na szczęście nie jest irytujące i w zasadzie ginie w tle zalet dotyczących napędu nowego Swifta mild Hybrid. Na pierwszy plan wysuwa się tu bez wątpienia ekonomia niewielkiego silnika połączonego z baterią litowo-jonową, umieszczoną pod fotelem kierowcy, oddającą energię w taki sposób, aby wspomagać napędzanie przednich kół i dostarczać dodatkowego zastrzyku siły niewielkiemu Swiftowi. A że – jak już wspomniałem – samochód nie waży dużo, wyraźnie da się odczuć takie dodatkowe wspomaganie. Przy założeniu, że jedziemy płynnie, ale nie powoli, auto potrafi naprawdę bardzo, ale to bardzo mało palić. Pomiary wykazały, że bez trudu da się osiągnąć wynik 4,3 l/100 kilometrów, a traktowany celowo delikatnie, Swift 1.2 DualJet 83 KM 2WD CVT spokojnie wypije mniej niż 4 litry na każde 100 kilometrów. Natomiast gdy trzeba, auto potrafi dostarczyć dawkę osiągów potrzebnych do sprawnej jazdy. Producent podaje, że Swift przyspiesza do „setki” w 11,9 s, co samo w sobie jest przeciętną wartością, natomiast dynamika w realnym życiu jest więcej niż zadowalająca. Trzeba się tylko pogodzić z tym, że korzystanie z pełni możliwości napędu oznaczać będzie duży hałas jednostki napędowej. Trzycylindrowa konstrukcja z wielopunktowym wtryskiem paliwa przy niższych obrotach nawet ciekawie brzmi. Da się oczywiście usłyszeć, że jest to trzycylindrowy silnik, ale nieprzyjemne odgłosy pojawiają się dopiero na najwyższych obrotach, z których nie trzeba korzystać w trakcie normalnej jazdy. Wolnossąca jednostka sprawnie wchodzi na obroty i odznacza się dosyć żywą reakcją na gaz. Hybryda Suzuki o architekturze 12V nie daje oczywiście możliwości jazdy wyłącznie na energii elektrycznej, ale przy takim zużyciu paliwa nikt o zdrowych zmysłach nie powinien się jej domagać.


W nowoczesnym aucie klienci przywiązują obecnie dużą wagę do działania multimediów i zadziwiająco często kierują się przy wyborze swojego nowego samochodu właśnie jego multimedialnymi zdolnościami. Nowy Swift pod tym względem nie rozczarowuje. Ekran o przekątnej 9 cali wystarczająco sprawnie reaguje na dotyk, aczkolwiek wymaga czasem trochę bardziej zdecydowanego przyłożenia palca i krótkiego oczekiwania, aby naciśnięcie wirtualnego guzika zostało zarejestrowane. Fabryczna nawigacja satelitarna może w takim aucie zaskakiwać, oczywiście pozytywnie, natomiast należy stwierdzić o całym systemie Suzuki, że jest naprawdę dobrze przemyślany. Auto nie przytłacza ogromem funkcji, a te, które są, dobrze pogrupowano. Instrukcja obsługi jest tu całkowicie zbędna. Na wyposażeniu są interfejsy Android Auto i Apple CarPlay, a także zapomniana już nieco funkcja MirrorLink. Oprogramowanie Swifta pozwala śledzić aktualny przepływ energii między silnikiem, akumulatorem trakcyjnym a kołami, a także historię zużycia paliwa z poprzednich cykli jazdy. I patrząc na tak dobrze zestrojone i przyjazne w obsłudze multimedia, aż szkoda, że producent nie zdecydował się właśnie w nich umieścić chociażby skrótów służących dezaktywacji niektórych asystentów kierowcy, którzy – nie z winy Suzuki, a obecnych przepisów – bardziej przeszkadzają, niż pomagają.

Zawieszenie nowego Suzuki sprawia, że gdybyśmy nawet kupili go do jazdy wyłącznie po mieście, dla przyjemności, raz na jakiś czas, zechcielibyśmy wyskoczyć nim na obwodnicę. Sprężystość nastawów i akustyka pracy elementów resorujących robią dobre wrażenie, czyniąc ze Swifta samochód absolutnie zdolny do dawania frajdy z pokonywania kolejnych kilometrów.

Czego można byłoby jeszcze chcieć od najnowszego Swifta? Może trochę szerzej otwierających się tylnych drzwi? Auto ma na tylnej kanapie dwie pary zaczepów Isofix, tak więc w pełni nadaje się do przejazdów z pociechami. W zasadzie podczas pisania tego tekstu nie idzie mi dobrze wyłapywanie jednoznacznych braków i niedociągnięć tego samochodu, łatwiej przychodzi natomiast myśl o tym, że za chwilę znów wsiądę do nowego Swifta, a przedtem zerknę na atrakcyjne nadwozie i skorzystam z uroków obcowania z autem, które samo z siebie niczego na mnie nie wymusza. Poza koniecznością spełnienia przez Suzuki naprawdę stricte ideologicznych przepisów o obowiązkowym wyposażeniu nowych samochodów sprzedawanych na unijnym rynku i związanych z tym przykrościami dla kierowcy, to auto nie ma żadnej cechy rzucającej się większym cieniem na jego wizerunek. Ktoś mógłby wskazać w tym miejscu na poszarpującą skrzynię biegów, ale tak naprawdę nie jest to problem, nad którym nie można byłoby przejść do porządku dziennego. W gamie modelu jest też przecież 5-biegowa skrzynia manualna – jako rozwiązanie dla tych, którzy chcą trochę zaoszczędzić i czerpią jakąś przyjemność z samodzielnej zmiany przełożeń. Intuicja podpowiada mi, że taka odmiana jest w codziennym miejskim użytkowaniu jeszcze lepsza, co dzięki uprzejmości polskiego importera marki będę miał okazję wkrótce sprawdzić.

Nowe Suzuki Swift jest sprytne, zwinne, wystarczająco dynamiczne, dobrze wyposażone i naprawdę mocno rozwinięte, jeśli chodzi o układ jezdny. Miejmy nadzieję, że Japończycy na bazie nowego modelu stworzą coś w rodzaju Swifta Sport, który ma już status lekko kultowego, małego hot-hatch’a. Bo aż szkoda byłoby nie wykorzystać zdolności, jakie rzuca na asfalt podwozie Swifta. Czekając na rozwój sytuacji, po raz kolejny wsiądę zaraz do zwracającego uwagę niczym pozłacane Ferrari, japońskiego samochodu i skorzystam z możliwości cieszenia się jazdą nim. Brzmi głupio w przypadku auta klasy B za kwotę poniżej 100 tysięcy złotych? Dla mnie nie, bo ten mały samochód ma w sobie takie „coś”, co budzi do niego szczerą sympatię i sprawia, że zwyczajnie chce się nim jeździć. A to nie jest takie oczywiste, gdy mowa o autach w takim rozmiarze i o takiej mocy.

P.S. Publikuję ten materiał już po teście wspomnianej odmiany z manualną skrzynią biegów, którą miałem okazję zabrać w długą trasę. Z tego powodu pewne moje przypuszczenia się potwierdziły, niektóre cechy nowego Swifta miałem również okazję poznać w innych warunkach. Postanowiłem jednak nie modyfikować powyższego tekstu, tylko pewne wnioski pozostawić do czasu publikacji testu Swifta z manualną skrzynią biegów – już wkrótce.

Tekst i zdjęcia: Arkadiusz Kucharski


PLUSY
  • Przede wszystkim – fantastycznie niskie spalanie
  • Dobra dynamika napędu
  • Skuteczne hamowanie silnikiem
  • Wyróżniające się w klasie prowadzenie, wysoka stabilność
  • Bardzo duża jak na wielkość auta przestronność kabiny
  • Intuicyjna obsługa, sporo prawdziwych przycisków
  • Bogate wyposażenie
  • Efektywne oświetlenie jezdni reflektorami LED
  • Wymiary i kształt nadwozia idealne do miasta
  • Solidny montaż – w aucie nic nie trzeszczy
  • Cicha praca zawieszenia na nierównościach
MINUSY
  • Poszarpywanie napędu przy delikatnym operowaniu gazem
  • Głośny silnik w trakcie mocnego przyspieszania
  • Chwilami zbyt sztywne resorowanie
  • Hałas opływającego nadwozie powietrza
  • Utrudnione zamykanie drzwi – trzeba użyć do tego większej siły
  • Skokowa regulacja oparć foteli
  • Wyłączanie obowiązkowych „przeszkadzaczy” poprzez zagłębianie się w menu komputera pokładowego

PODSTAWOWE INFORMACJE

  • Silnik: benzynowy, wolnossący, 1197 cm3
  • Moc maksymalna: 83 KM przy 5700 obr/min
  • Maksymalny moment obrotowy: 111,8 Nm przy 4500 obr/min
  • Skrzynia biegów: automatyczna bezstopniowa
  • Przyspieszenie 0-100 km/h: 11,9 s
  • Prędkość maksymalna: 170 km/h
  • Zużycie paliwa w cyklu mieszanym WLTP: 4,7 l/100 km
  • Zużycie paliwa na trasie pomiarowej: 4,3 l/100 km
  • Zużycie paliwa średnio w teście: 4,2 l/100 km
  • Cena samochodu w wersji testowanej 1.2 DualJet mild hybrid 2WD CVT Premium Plus: w promocji od 86 900 zł
  • Cena egzemplarza testowanego: w promocji 90 390 zł

DANE TECHNICZNE
SERWIS/GWARANCJA
WARTOŚĆ REZYDUALNA
ZDJĘCIA

Suzuki Swift 1.2 DualJet mild Hybrid 2WD CVT Premium Plus

SILNIK
OznaczenieZ12E + 12V SHVS
RodzajBenzynowy, rzędowy, wolnossący, 3 cylindry, 12 zaworów
ZasilanieWielopunktowy wtrysk paliwa
RozrządDOHC, 4 zawory na cylinder
Pojemność skokowa1197 cm3
Średnica cylindra x skok tłoka74,0 x 92,8 mm
Stopień sprężania13,9 : 1
Moc maksymalna60,9 kW (83 KM) przy 5700 obr/min
Maksymalny moment obrotowy111,8 Nm przy 4500 obr/min
Akumulator rozruchowy55 Ah
PRZENIESIENIE NAPĘDU
RodzajNa przednie koła
Skrzynia biegówAutomatyczna bezstopniowa
Przełożenie przekładni głównej5,643
OSIĄGI
Przyspieszenie od 0 do 100 km/h11,9 s
Prędkość maksymalna170 km/h
ZUŻYCIE PALIWA
W cyklu niskim WLTP (jazda miejska)5,0-5,1 l/100 km
W cyklu mieszanym WLTP4,7 l/100 km
W cyklu wysokim WLTP (jazda pozamiejska)4,0-4,1 l/100 km
Średnie na trasie pomiarowej o długości 100 km4,3 l/100 km
Średnie na całym testowym dystansie 1003 km4,2 l/100 km
Pojemność zbiornika paliwa37 l
Zasięg według średniego zużycia paliwa na trasie pomiarowej860 km
Emisja CO2 w cyklu mieszanym WLTP105 g/km
Norma emisji spalinEuro 6e


UKŁAD JEZDNY
Zawieszenie przednieKolumny McPhersona, amortyzatory gazowo-olejowe
Zawieszenie tylneBelka skrętna, sprężyny śrubowe, amortyzatory gazowo-olejowe
Przekładnia kierowniczaZębatkowa, wspomaganie elektryczne
Rodzaj opon egzemplarza testowanegoLetnie
Marka i model opon egzemplarza testowanegoYokohama BluEarth-Es ES32
Rozmiar opon przednich i tylnych185/55 R16 83V
Koło zapasoweBrak, w standardzie zestaw naprawczy
UKŁAD HAMULCOWY
Oś przedniaTarcze wentylowane
Oś tylnaBębny
Hamulec postojowyMechaniczny, sterowany dźwignią
UKŁAD KLIMATYZACJI
Rodzaj czynnika chłodzącegoHFO1234yf
Pojemność układuBrak danych
NADWOZIE
Rodzaj nadwoziaSamonośne
Homologacja5-osobowa
Długość3860 mm
Szerokość bez lusterek zewnętrznych1735 mm
Wysokość wraz z podstawą anteny dachowej1495 mm
Rozstaw osi2450 mm
Rozstaw kół przednich1520 mm
Rozstaw kół tylnych1520 mm
Prześwit115 mm
Średnica zawracania9,6 m
Pojemność bagażnika265/589/980 l
Masa własna bez kierowcy957 kg
Ładowność432 kg
Dopuszczalna masa całkowita1389 kg
Dopuszczalna masa przyczepy z hamulcem1000 kg
Dopuszczalna masa przyczepy bez hamulca400 kg
SERWIS/GWARANCJA
WARTOŚĆ REZYDUALNA
WRAŻENIA Z JAZDY
ZDJĘCIA

Suzuki Ignis 1.2 DualJet mild hybrid 2WD CVT Premium Plus

Z UŚMIECHEM PRZED SIEBIE

Gdy po przewertowaniu szerokiej oferty rynkowej zdecydowałeś, że chcesz mieć właśnie tego typu samochód, wybór okazuje się niezwykle prosty. Suzuki Ignis 1.2 DualJet wpadnie w oko każdemu, kto poszukuje miniaturowej terenówki.

Na powyższym zdjęciu akurat nie pręży się dumnie odmiana 4×4 tego małego auta, tylko jego przednionapędowa wersja 2WD, ale już sam widoczny na pierwszy rzut oka prześwit, który wynosi 18 cm, podszeptuje co nie co o możliwościach samochodu. Ignis w zasadzie nie ma na polskim rynku konkurencji. Z wyglądu przypomina japońskie samochodziki, modne tam i potrzebne ze względu na ograniczoną przestrzeń życiowo-samochodową, ale nie wydaje się być czymś zrobionym tylko po to, aby zajmować jak najmniej miejsca na drodze czy parkingu. Dobrze się z tej roli wywiązuje, ale podczas jazdy można wyczuć, że ma także inne talenty. Suzuki o długości 3700 mm ma bardzo dużo przestrzeni wewnątrz, w odniesieniu do wymiarów zewnętrznych oczywiście. Auto może mieć homologację 4- lub 5-osobową, a testowany egzemplarz to przedstawiciel tego pierwszego gatunku. Pięć osób może na pokład zabrać pod warunkiem, że będzie wyposażony w 5-biegową manualną skrzynię biegów, tańszą od automatycznej przekładni CVT o 5000 złotych.

Trzymając się testowanego egzemplarza – nie wozi on ze sobą czegoś, co nazywają tylną kanapą. We wnętrzu znajdziemy cztery oddzielne fotele. Te przednie są wygodniejsze, zapewniają zaskakująco dobre trzymanie boczne i nie są zbyt małe jak na europejskie standardy. Jak to u Japończyków często bywa, regulacja oparć foteli jest skokowa, co w połączeniu z możliwością jednopłaszczyznowego ustawiania położenia kierownicy (na wysokość) może utrudnić wysokim kierowcom zajęcie dobrej pozycji do jazdy. Natomiast jeśli masz w okolicach 180 cm wzrostu, nie powinieneś narzekać. Fotele z tyłu można niezależnie od siebie przesuwać i regulować kąt pochylenia ich oparć. Można je również złożyć. To może nie jest jakiś niesamowicie szałowy efekt, ale pozwala maksymalnie wykorzystać przestrzeń w aucie. Dzięki temu bagażnik Ignisa może być ustawny, a do tego wcale nie taki mały. Standardowa pojemność 267 litrów może zwiększyć się do maksymalnie 1097 litrów, a jeśli przesuniemy tylne fotele w głąb kabiny, nie składając przy tym ich oparć, na pakunki otrzymamy 501 litrów przestrzeni. A to już nie są żarty. Ignis nie żartuje również w kwestii wielkości kabiny. Nad głowami pasażerów jest bardzo dużo – to z przodu – lub dużo miejsca – to z tyłu. Na nogi jest go jeszcze więcej i jedyne, co może okazać się niewystarczające dla roślejszych pasażerów, to szerokość wnętrza. Nadwozie Ignisa mierzy w tej płaszczyźnie jedynie 1660 mm i z miejsca kierowcy można bez większego wysiłku sięgnąć do uchwytu i zamknąć otwarte drzwi pasażera. Wysokość nadwozia wynosi 1605 mm i auto z tego powodu wygląda, jakby było jeżdżącym sześcianem. Nie zaburza to jednak jego proporcji, ponieważ Suzuki mądrze podeszło do rysunku detali.


Te w testowanej wersji Premium Plus obejmują pakiet dokładek nadwozia, który ma za zadanie uwypuklić terenowe zapędy Ignisa. Co prawda lakierowane na inny kolor dokładki zderzaków przy polakierowanym na kolor Caravan Ivory Pearl Metallic (zawiera czarny dach i kosztuje 3490 złotych) nadwoziu nie rzucają się w oczy, ale już ciemne felgi w rozmiarze 16 cali, wykonane ze stopów aluminium i relingi dachowe wpadają w oko. Na tylnych błotnikach umieszczono przetłoczenia, których motyw powtórzono w kabinie, na bokach konsoli środkowej. Oferowany od 2016 roku model ani trochę się Polakom nie opatrzył, ponieważ rzadko można spotkać go na drogach. Potwierdza to fakt, że auto rzeczywiście wzbudza zainteresowanie i odwraca głowy przechodniów. Domyślam się, że główną przyczyną nikłej obecności tego auta w morzu innych jest jego wysoka – a w wersji 4WD nawet bardzo – cena. Ignis w prezentowanej tutaj konfiguracji 1.2 DualJet 2WD CVT Premium Plus, czyli z jedynym dostępnym silnikiem i przekładnią bezstopniową, ale bez napędu obydwu osi, wymaga wydania minimum 87 900 złotych. Czteronapędowy model jest droższy o 7000 złotych, ale nie da się go nabyć ze skrzynią automatyczną. W cenniku są trzy poziomy wyposażenia, ale wersja przednionapędowa dostępna jest tylko z tym środkowym, testowanym Premium Plus. Co oferuje? Tutaj jest dosyć niestandardowo.

Suzuki Ignis to jeden z tych samochodów, które od razu, w zasadzie przy pierwszym kontakcie, pokazują wszystkie swoje minusy. Po prostu niczego nie ukrywa. Że wcale nie jest to takie złe, przekonać się można w miarę upływającego czasu i coraz dłuższego obcowania z autem. Wsiadając do Ignisa, chwytamy kierownicę pozbawioną skórzanego obszycia, dotykamy twardych plastików, odczuwamy, że wykończenie samochodu nie jest z wysokiej półki. Tu należy jednak wtrącić niebagatelną uwagę – mimo „taniego” wykończenia kabiny, solidnością jej montażu Ignis mógłby obdzielić kilka większych samochodów. Niektóre dużo droższe auta, z którymi miałem styczność, irytowały trzaskami czy innymi dźwiękami na nierównościach, tutaj natomiast w zasadzie nic nie wydaje z siebie niepotrzebnych odgłosów. Idąc dalej, bez trudu usłyszymy, że zaoszczędzono na wyciszeniu wnętrza. Hałasy podczas jazdy drogami szybkiego ruchu powodują, że małe Suzuki skutecznie odwodzi od dalszych wypadów, chociaż jeśli komuś taki stan rzeczy nie przeszkadza, za sprawą zawieszenia może uczynić z Ignisa nie tylko miejski środek transportu, ale o tym później. Ogólnie rzecz biorąc, także przy niższych prędkościach wyraźnie słychać wszystko to, co związane z jazdą. Także pracę silnika, który wchodząc – za sprawą bezstopniowej przekładni – na wyższe obroty, dokłada swoją cegiełkę do atakujących kierowcę dźwięków. Tylne szyby sterowane są korbkami – to może być ważna wiadomość dla osób chcących przewozić z tyłu dzieci, do czego Suzuki zachęca, wyposażając Ignisa w mocowania Isofix.


Wracając do wykończenia, w kilku miejscach widoczne są śruby, które w większości aut pochowano za różnego rodzaju plastikami czy materiałem. Również dźwięk zamykania drzwi i klapy bagażnika sugeruje, że nie stoimy obok limuzyny. Normalnie, patrząc na pozycjonowanie auta w najniższym segmencie rynkowym, wszystko to nie dziwi i nie zaskakuje. Problem w tym, że cały czas odnosimy to do kwoty, jaką za Suzuki musimy zapłacić. Bo właśnie cena, a nie wady tego samochodu, jest jego największym problemem. Gdyby nie ona, zupełnie inaczej można byłoby Ignisa postrzegać. Zapominając jednak o niej, dostrzega się pewne rzeczy, które – niezależnie od wspomnianych, rzucających się w oczy minusów – poprawiają humor.

Nad głowami pasażerów jest bardzo dużo – to z przodu – lub dużo miejsca – to z tyłu. Na nogi jest go jeszcze więcej i jedyne, co może okazać się niewystarczające dla roślejszych pasażerów, to szerokość wnętrza.

Jadąc w nocy nie pominiemy faktu, że auto standardowo oświetla nam drogę LED-owymi reflektorami, obsługującymi zarówno światła mijania, jak i drogowe. Ich skuteczność jest żywcem wzięta z samochodów bardziej „dojrzałych”. Do dyspozycji pasażerów przednich siedzeń jest podgrzewanie foteli, kierowca może korzystać z asysty systemu utrzymania auta na pasie ruchu i ostrzegającego o kolizji, które to systemy można wygodnie wyłączyć za pomocą oddzielnych przycisków na konsoli centralnej i ustawienia te zostaną zapamiętane. Pod ręką jest także wyłącznik systemu start-stop, nota bene działającego bardzo płynnie i wyłączającego silnik już przy prędkości rzędu 20 km/h. Cała obsługa samochodu jest tak łatwa, że w ogóle nie angażuje uwagi. Manualna klimatyzacja z pokrętłami i suwakiem sterującym zamykaniem obiegu powietrza w kabinie. Prosty, ale wystarczająco nowoczesny system multimedialny z zaimplementowaną obsługą głosową. Wpadająca w rękę dźwignia automatycznej przekładni. Wszystko tu działa bez żadnych udziwnień. Multimedia mają stosunkowo niewiele funkcji, ale to akurat zaleta, bo pasują do całościowego obrazu samochodu. Można im zarzucić zbyt niską głośność zestawu Bluetooth, powodująca, że podczas szybszej jazdy praktycznie nie słychać rozmówcy. Osobiście miałem również kłopot z zaimportowaniem nazw kontaktów z książki telefonicznej smartfona, ale nie mogę jednoznacznie stwierdzić, po czyjej stronie leżała tego przyczyna. Szkoda natomiast, że nie da się odtwarzać dźwięku z telefonu, jeśli nie jest na nim zapisany w formie pliku. Pod ekranem centralnym znajdują się wygodnie umieszczone gniazda USB i 12V (pod zaślepkami), ale wejście USB nie pozwalało odtwarzać muzyki z pendrive’a. Być może jednak nie działało to również tylko w moim przypadku. Analogowe zegary mają przejrzystą grafikę, tak jak wyświetlacz komputera pokładowego obok nich. Jest standardowo monochromatyczny, ale w sytuacji zagrożenia na przykład kolizją, zmienia barwę wskazań na czerwoną.


W przednich drzwiach są spore schowki, w tylnych dużo mniejsze, ale są. Jest całkiem duży schowek w desce rozdzielczej, a nad nim niewielka półeczka na drobne przedmioty. Jest też wygodne miejsce do odłożenia telefonu, a przy nim zagłębienia na napoje. Po lewej stronie deski rozdzielczej zgrupowano kilka przycisków, wśród nich służący do sterowania funkcjami komputera pokładowego. Wszystko to, co wiąże się z włączaniem lub wyłączaniem czegokolwiek, jest tutaj maksymalnie uproszczone i po dłuższym przebywaniu za kierownicą Ignisa nabiera się przekonania, że wszystkie auta powinny być tak projektowane.

A teraz coś, co w tym samochodzie zasługuje na duże – i to bez żadnej przesady – uznanie. Jego stabilność i prowadzenie, dający się łatwo wyczuć, chociaż wymagający dosyć dużej liczby ruchów rękoma w celu wykonania skrętu układ kierowniczy, zwyczajnie zaskakują. Testowanymi samochodami zawsze pokonuję tę samą trasę pomiarową, na której sprawdzam zużycie paliwa. Wiedzie ona także przez odcinki drogi ekspresowej. Pozwolę sobie tutaj wtrącić, że w przypadku tego auta zakończyła się wynikiem zużycia wynoszącym 4,8 l/100 km, czyli bardzo dobrym, ale na większą uwagę zasługuje sposób, w jaki Ignis potrafi przemieszczać się także w szybszym tempie. Owszem, nie da się zamaskować niewielkiego rozstawu osi (2 435 mm), z powodu którego krótkie poprzeczne nierówności nie są ulubionymi przeszkodami auta, ale nie da się również nie dostrzegać jego zdolności do szybszej/dynamiczniejszej/mniej spokojnej jazdy. Rozstawione po narożnikach nadwozia koła z oponami o szerokości jedynie 175 mm, stosunkowo sztywne, ale nie za bardzo twarde resorowanie, a także niezbyt mocne wychylanie się nadwozia w zakrętach, mogą rzucić na Ignisa cień podejrzeń o to, że ma on „jakieś” zdolności do dawania frajdy z jazdy. Śmiem twierdzić, że gdyby tak włożyć do tego auta mocniejszy napęd, na przykład taki, jaki ma testowany wcześniej S-Cross (o ile większy motor w ogóle zmieściłby się pod maską), mielibyśmy do czynienia z czymś w rodzaju mini hot-hatch’a-crossovera. Auto jest bardzo zwinne i w szybszym pokonywaniu ciekawego odcinka drogi może przeszkadzać w zasadzie tylko wspomniany układ kierowniczy, wymuszający na kierowcy częste przekładanie rąk. Jeżdżąc szybciej należy pamiętać, że ważące jedynie 895 kilogramów Suzuki jest podatne na boczne podmuchy wiatru, do czego przyczynia się również stosunkowo wysokie nadwozie. Gdy zbliżymy się do granic tego, co Ignis jest w stanie na drodze uzyskać, auto może być nadsterowne, ale łatwo je opanować. Ogólnie pojęta lekkość prowadzenia i reakcji na polecenia kierowcy jest wyraźnie wyczuwalna.


Napęd Ignisa 1.2 DualJet, w odróżnieniu od podwozia, nie sprzyja pospieszalskim, chociaż akurat nie o osiągi tutaj chodzi. Te są jak najbardziej w porządku, szczególnie gdy wiemy, o jakim aucie rozmawiamy. Wynik 12,7 s od 0 do 100 km/h jest tylko – dla przykładu – o 0,6 s gorszy niż takiego pierwszego z brzegu Forda Focusa 1.5 EcoBlue o mocy 115 KM. Suzuki koni mechanicznych ma mniej, bo jest ich 83, ale naprawdę nie można, jeśli podejdzie się do tego auta zdroworozsądkowo, narzekać tutaj na przyspieszenia. W wykorzystaniu pełnego potencjału czterocylindrowego silnika z wielopunktowym wtryskiem benzyny przeszkadza (a może odwrotnie – pomaga?) bezstopniowa przekładnia, która wkręcając i utrzymując silnik na wysokich obrotach podczas głębokiego wciśnięcia gazu, odstrasza od szybszej jazdy Ignisem. Ale jest na to ratunek. Przekładnia ma predefiniowaną liczbę siedmiu sztucznie generowanych biegów, które można „zmieniać” niewielkimi łopatkami przy kierownicy. Warto z nich korzystać, ponieważ pomagają zmniejszyć hałas silnika, a co ważniejsze, działanie „wirtualnych” biegów jest skuteczne. Niepoganiany, Ignis rozpędza się stosunkowo cicho, silnik nie musi wcale przekraczać 2000 obr/min, żeby auto nabierało prędkości płynnie i sprawnie, i właśnie taka jazda jest w tym samochodzie najprzyjemniejsza. Niewysoki moment obrotowy o wartości 107 Nm już sam w sobie daje znać, że wyścigi nie są tutaj wskazane.

Rozstawione po narożnikach nadwozia koła z oponami o szerokości jedynie 175 mm, stosunkowo sztywne, ale nie za bardzo twarde resorowanie, a także niezbyt mocne wychylanie się nadwozia w zakrętach, mogą rzucić na Ignisa cień podejrzeń o to, że ma on „jakieś” zdolności do dawania frajdy z jazdy.

Mimo bardzo solidnego zachowania w trakcie szybszego tempa jazdy, powiedziałbym, że zdecydowanie lepiej Ignis czuje się podczas spokojniejszego podróżowania, mogąc przy tym zademonstrować swój talent do oszczędzania paliwa. Podałem już wynik pomiaru średniego spalania, ale warto wspomnieć, jak samochód przyczynia się do uzyskiwania takich rezultatów. Suzuki Ignis 1.2 DualJet jest miękką hybrydą, i chociaż ma na pokładzie baterię litowo-jonową o pojemności 10 Ah (umieszczoną pod fotelem kierowcy), nie może jeździć na energii elektrycznej. A w zasadzie nie może jeździć wyłącznie na niej. Silnik spalinowy wspomagany jest przez niewielki generator, pełniący również rolę rozrusznika – stąd bardzo płynne działanie systemu start-stop. Generator rozwija do 50 Nm momentu obrotowego, a cały system wyposażono w stosunkowo mocny odzysk energii. Po odjęciu gazu auto wyraźnie zwalnia, przy odrobinie wprawy pozwalając w ogóle nie korzystać z pedału hamulca. Jeżdżąc płynnie i planując manewry, da się – nawet w mieście – ograniczyć hamowanie do niezbędnego minimum. Należy tylko mieć na uwadze, że podczas zwalniania bez użycia hamulców nie zaświecają się światła stop. Kierowcy za nami mogą być tym zaskoczeni. To jednak ich problem, ponieważ nieutrzymywanie odpowiedniej odległości od poprzedzającego pojazdu to plaga naszych dróg.


Z napędem na cztery koła, Ignis nie byłby zapewne w takim stopniu komfortowy, jak prezentowany tutaj wariant 2WD. Ma bowiem sztywną tylną oś, zamiast belki skrętnej. Byłby w zamian świetnym autem do zabawy i nauki jazdy w terenie. Suzuki ma jednak w gamie większe samochody 4×4, które mają lepszą relację ceny do jakości. Taka Vitara AllGrip na przykład jest od Ignisa 4WD droższa wyjściowo o 17 510 złotych, co oczywiście małą kwotą nie jest, ale większe Suzuki jest przy tym zdecydowanie lepsze. Ale jeśli potrzebujesz crossovera z niewielkim nadwoziem, takiego typowo miejskiego wszędołaza, lepiej nie mogłeś trafić. Pod wysokie krawężniki podjedzie, nie robiąc sobie przy tym żadnej krzywdy. Zaparkuje wszędzie. Dynamiki w miejskich warunkach odmówić mu nie sposób, a i jest swego rodzaju opcją na wyróżnienie się z tłumu. A gdy już wyruszysz nim w dłuższą trasę, to jest duża szansa na to, że potraktujesz go inaczej, niż na to wygląda. W moim przypadku tak właśnie było. I na koniec, po pokonaniu 1019 testowych kilometrów stwierdziłem, że mógłbym jeździć nim na co dzień. Bez przymusu.

Tekst i zdjęcia: Arkadiusz Kucharski


PLUSY
  • Bardzo przestronne wnętrze, mimo niewielkiego nadwozia
  • Przesuwane i oddzielnie regulowane tylne fotele
  • Całkowite nieskomplikowanie przyrządów i intuicyjność działania wszelkich funkcji auta
  • Duża stabilność, „dojrzałe” prowadzenie
  • Przekonująca praca zawieszenia, zaskakujący ogólny komfort jazdy
  • Duży prześwit, pozwalający bezstresowo parkować w mieście
  • Wystarczająca dynamika silnika
  • Bezstopniowa skrzynia ma „wirtualnie” generowane przełożenia
  • Bardzo dobra skuteczność reflektorów LED
  • Oszczędne obchodzenie się z paliwem
  • Możliwość jazdy z ograniczonym wykorzystaniem hamulców
MINUSY
  • Niedostateczne wyciszenie wnętrza
  • Głośność pracy silnika podczas zdecydowanego przyspieszania
  • Zbyt niska głośność zestawu Bluetooth
  • Ograniczenia w odtwarzaniu audio
  • Skokowa regulacja oparć foteli
  • Układ kierowniczy wymagający czasem intensywnej pracy rąk kierowcy
  • Poprzeczne nierówności nawierzchni są nieraz mocno wyczuwalne
  • Wysoka cena

PODSTAWOWE INFORMACJE

  • Silnik: benzynowy, wolnossący, 1197 cm3
  • Moc maksymalna: 83 KM przy 6000 obr/min
  • Maksymalny moment obrotowy: 107 Nm przy 2800 obr/min
  • Skrzynia biegów: automatyczna bezstopniowa
  • Przyspieszenie 0-100 km/h: 12,7 s
  • Prędkość maksymalna: 165 km/h
  • Zużycie paliwa w cyklu mieszanym WLTP: 4,9-5,0 l/100 km
  • Zużycie paliwa na trasie testowej: 4,8 l/100 km
  • Zużycie paliwa średnio w teście: 5,3 l/100 km
  • Cena samochodu w wersji testowanej 1.2 DualJet mild hybrid 2WD CVT Premium Plus: od 87 900 zł
  • Cena egzemplarza testowanego: 91 390 zł

DANE TECHNICZNE
SERWIS/GWARANCJA
WARTOŚĆ REZYDUALNA
ZDJĘCIA

Suzuki Ignis 1.2 DualJet mild hybrid 2WD CVT Premium Plus

SILNIK
OznaczenieK12D z VVT
RodzajBenzynowy, rzędowy, wolnossący, 4 cylindry, 16 zaworów
ZasilanieWielopunktowy wtrysk paliwa
RozrządDOHC, 4 zawory na cylinder
Pojemność skokowa1197 cm3
Średnica cylindra x skok tłoka73,0 x 71,5 mm
Stopień sprężania13,0 : 1
Moc maksymalna61 kW (83 KM) przy 6000 obr/min
Maksymalny moment obrotowy107 Nm przy 2800 obr/min
Olej silnikowy0W-16
Ilość oleju przy wymianie wraz z filtrem3,3 l
Pojemność układu chłodzenia ze zbiornikiem wyrównawczym4,2 l
Akumulator rozruchowy55 Ah
Akumulator trakcyjny10 Ah
PRZENIESIENIE NAPĘDU
RodzajNa przednie koła
Skrzynia biegówAutomatyczna bezstopniowa
Pojemność układu smarowania skrzyni5,73 l
OSIĄGI
Przyspieszenie od 0 do 100 km/h12,7 s
Prędkość maksymalna165 km/h
ZUŻYCIE PALIWA
W cyklu niskim WLTP (jazda miejska)4,9-5,0 l/100 km
W cyklu mieszanym WLTP4,9-5,0 l/100 km
W cyklu wysokim WLTP (jazda pozamiejska)4,3-4,4 l/100 km
Średnie na trasie pomiarowej o długości 100 km4,8 l/100 km
Średnie na całym testowym dystansie 1019 km5,3 l/100 km
Pojemność zbiornika paliwa32 l
Zasięg według średniego zużycia paliwa na trasie pomiarowej667 km
Emisja CO2 w cyklu mieszanym WLTP110-112 g/km
Norma emisji spalinEuro 6


UKŁAD JEZDNY
Zawieszenie przednieKolumny McPhersona z amortyzatorami gazowo-olejowymi
Zawieszenie tylneBelka skrętna, sprężyny śrubowe, amortyzatory gazowo-olejowe
Przekładnia kierowniczaZębatkowa, wspomaganie elektryczne
Rodzaj opon samochodu testowanegoZimowe
Marka i model opon samochodu testowanegoToyo Snowprox S943
Rozmiar opon przednich175/50 R16 82H
Rozmiar opon tylnych175/50 R16 82H
Koło zapasoweBrak, w standardzie zestaw naprawczy
Zalecane ciśnienie w oponach przedniej osi przy standardowym obciążeniu2,5 bara
Zalecane ciśnienie w oponach tylnej osi przy standardowym obciążeniu2,2 bara
Zalecane ciśnienie w oponach przedniej osi przy maksymalnym obciążeniu2,5 bara
Zalecane ciśnienie w oponach tylnej osi przy maksymalnym obciążeniu2,6 bara
UKŁAD HAMULCOWY
Oś przedniaTarcze wentylowane
Oś tylnaBębny
UKŁAD KLIMATYZACJI
Rodzaj czynnika chłodzącegoHFO1234yf
Pojemność układuBrak danych
NADWOZIE
Rodzaj nadwoziaSamonośne
Homologacja4-osobowa
Długość3700 mm
Szerokość bez lusterek zewnętrznych1690 mm
Wysokość z relingami dachowymi1605 mm
Rozstaw osi2435 mm
Rozstaw kół przednich1460 mm
Rozstaw kół tylnych1470 mm
Prześwit180 mm
Średnica zawracania9,4 m
Pojemność bagażnika260-514-1100 l
Masa własna895 kg
Ładowność435 kg
Dopuszczalna masa całkowita1330 kg
Dopuszczalna masa przyczepy z hamulcem1000 kg
Dopuszczalna masa przyczepy bez hamulca400 kg
SERWIS/GWARANCJA
WARTOŚĆ REZYDUALNA
WRAŻENIA Z JAZDY
ZDJĘCIA
TestFlotowy.pl
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.