










































































































Fot. Arkadiusz Kucharski
Fot. Arkadiusz Kucharski
Ostatni test Skody Octavii sprzed liftingu trafił się trochę przypadkiem, ale jest okazją do sprawdzenia jeszcze nieprezentowanej tutaj wersji tego samochodu. Co prawda auto z silnikiem 1.0 TSI gościło już na Teście Flotowym, ale nie ze skrzynią dwusprzęgłową. Tak więc, na pożegnanie wersji sprzed modernizacji, prezentacja Skody Octavii 1.0 TSI m-HEV 110 KM DSG Ambition.
Prezentacja egzemplarza nie byle jakiego, bo wartego dokładnie 159 950 złotych, gdy można było jeszcze zamówić go w salonie. To rzeczywiście dużo pieniędzy, gdy mowa o 110-konnym samochodzie z silnikiem o pojemności skokowej poniżej 1000 cm3, ale warto spojrzeć na to trochę inaczej. Sama Octavia jest w praktyce autem klasy D, mimo że Skoda pozycjonuje ją w klasie kompaktów. Robi to oczywiście niejako na siłę, bardziej w celach marketingowych, ponieważ zdecydowanie więcej realizmu ma zamykanie w ramach klasy kompaktowej modelu Scala. Wymiary nadwozia i wnętrza pozwalają patrzeć na Octavię – także w wersji liftback – jak na samochód rodzinny, przestronny, praktyczny, a w testowanej wersji dodatkowo świetnie wyposażony, mimo że na zdjęciach widnieje najniżej pozycjonowana wersja Ambition. Kiedyś można było zamawiać Octavię także w wersji Active, ale takie egzemplarze nie przyjęły się na naszym rynku. Testowany samochód jest ciekawym przykładem na to, jak Skoda pozwala (a dokładniej pozwalała, ponieważ z egzemplarzami po liftingu już nie jest tak różowo) indywidualizować ten model stricte pod kątem ściśle określonych wymogów klienta.
Mimo że ktoś mógłby pomyśleć, że to nie ma sensu, Skoda tym egzemplarzem udowodniła, że da się wybrać najsłabszy silnik, najtańszą odmianę wyposażeniową i tak wzbogacić ją dodatkami płatnymi ekstra, że patrząc z zewnątrz nikt by nie pomyślał, z czym tak naprawdę ma do czynienia. Czerwień Velvet to bardzo ładny lakier, ale aż za 4550 złotych. Pakiet Dynamic, o którym więcej napiszę dalej, to kolejne 5500 złotych (łącznie z kolorowym oświetleniem nastrojowym). Matrycowe reflektory – 5200 złotych. Pakiet Winter Plus z podgrzewaną szybą czołową i tylną kanapą, a także trzystrefową klimatyzacją – 3550 złotych. Dalej – 18-calowe felgi aluminiowe Perseus – 3600 złotych, a już szczytem wszystkiego jest nawigacja satelitarna za 6600 złotych. W ogólnym rozrachunku taniej byłoby dopłacić do droższej wersji Style, która część tych elementów ma w standardzie, a pozostałe są w jej przypadku tańsze w zakupie niż dla odmiany Ambition. Pełna specyfikacja samochodu dostępna jest na dole tej strony, przy czym warto zaznaczyć, że obecnie nie da się już zamówić tak skonfigurowanego auta. Skoda pozmieniała zarówno pakiety wyposażenia dodatkowego, jak i łączenie poszczególnych opcji ze sobą (wymuszanie nabycia jednych w celu nabycia drugich), okraszając to wszystko nowym nazewnictwem poszczególnych odmian. Na test wersji po modernizacji i przybliżenie szczegółów tych zmian przyjdzie jednak jeszcze czas, tymczasem warto skoncentrować się na prezentowanym aucie, chociażby dla osób poszukujących go na rynku wtórnym.
Nie da się ukryć, że popularność Octavii ma wiele solidnych podstaw, wręcz fundamentów, ugruntowanych latami za sprawą coraz lepszych kolejnych generacji modelu. Czwarta generacja na polu walki z konkurencją wystawia na pierwszą linię frontu przede wszystkim wspomnianą wielkość i praktyczność, a flotowo także największą sieć autoryzowanych serwisów w Polsce i wysoką wartość rezydualną. Ludzie chcą tym autem jeździć, czemu tak naprawdę, po przeanalizowaniu sprawy na chłodno, trudno się dziwić. Na przejeżdżającą testowaną Octavię niektórzy przechodnie i inni kierowcy patrzyli jak gdyby z zaciekawieniem, mimo że to przecież „tylko” niezwykle popularna i obecna na naszych drogach w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, średniej wielkości Skoda. Powinna się więc przecież już dawno opatrzeć. Prezentowany egzemplarz tchnął chyba jednak w wizerunek tego modelu nieco świeżości. Obiecałem nawiązać do opcjonalnego Pakietu Dynamic, więc od niego zacznę próbować uzasadniać niespodziewaną atrakcyjność tego czerwonego auta w oczach otoczenia.
Tutaj będę nudny. O tej opcji wyposażenia jako o obowiązkowym w zasadzie elemencie do odhaczenia w konfiguratorze pisałem już podczas prezentacji egzemplarzy z silnikami 1.0 TSI z manualną skrzynią biegów, 2.0 TDI, a także 1.5 TSI. Bo rzeczywiście, zestawienie świetnych, przyjemnie twardych foteli, obitych ciekawą tapicerką Thermoflux, sportowej kierownicy (może być – jak w testowanym egzemplarzu – podgrzewana i wyposażona w niewielkie łopatki do zmiany biegów), czarnej podsufitki, aluminiowych nakładek na pedały, czarnego spojlera na klapie bagażnika, obudów lusterek i ramki wokół atrapy chłodnicy, a także obniżonego o 10 mm, usztywnionego zawieszenia, daje tak odmieniony samochód, że jeśli tylko ktoś lubi wizualny dynamizm w motoryzacji, musiał ten pakiet wybrać. Obecnie nie da się niestety go już dokupić do modelu po liftingu. Nie czyni on oczywiście z Octavii czegoś choćby zbliżonego do odmiany RS, ale pozwala na przeprowadzenie nie tylko wizualnych zmian. Dzięki wspomnianemu usztywnieniu i obniżeniu zawieszenia, Skoda zyskuje nieco na prowadzeniu, szczególnie poprzez wyeliminowanie cechy związanej z kołysaniem na dłuższych nierównościach w egzemplarzach wyposażonych w zawieszenie standardowe. Dodatkowe usztywnienie co prawda przekłada się również na nieznaczne pogorszenie komfortu jazdy, ale dla wielu kierowców to właśnie taki poziom kompromisu między miękkością a sztywnością elementów resorujących będzie lepszym wyborem. Opcjonalnie do Octavii występuje coś takiego jak adaptacyjne amortyzatory. Opcję tę ma egzemplarz testowany długodystansowo i warto ją mieć, ale nie jest to konieczne, aby cieszyć się dobrymi właściwościami jezdnymi, przy jednoczesnym dobrym komforcie jazdy czeskim autem.
Czerwona Octavia ze zdjęć to samochód z końcowej partii produkcyjnej modelu sprzed modernizacji i być może właśnie dzięki temu miałem wrażenie, że przynajmniej częściowo zaleczono kilka z jego bolączek, które trapiły wcześniej produkowane egzemplarze. Mowa tutaj przede wszystkim o zauważalnym polepszeniu pracy matrycowych reflektorów. Wcześniej często powodowały oślepianie innych użytkowników dróg, co prezentuję na filmie w tym materiale. Teraz zdarzało się to zauważalnie rzadziej. Że warto je mieć, nie muszę przekonywać nikogo, kto często podróżuje po zmroku. W moim przypadku miałem okazję po raz kolejny doświadczyć tego podczas wyjazdu w Beskidy, gdzie na różnych drogach, bardziej i mniej krętych, reflektory Octavii spisywały się bardzo dobrze. Dodatkowo jak gdyby zniknęła wada tylnego zawieszenia opartego o belkę skrętną, związana z jego nadmierną hałaśliwością. Skoda być może pogrzebała trochę przy swoim bestsellerze w tak zwanym międzyczasie, zanim jeszcze oficjalnie zaprezentowała model po zmianach wizualnych.
Z palety Octavii wycofano już silnik 1.0 TSI 110 KM i zastąpiono go jednostką 1.5 TSI o mocy 115 KM. Niech jednak nikt nie pomyśli sobie, że poprzednik nowego silnika nie dawał sobie rady z napędzaniem sporego przecież auta. Robił to zadziwiająco dobrze, do codziennej jazdy w zupełności wystarczał. Testowana Skoda ważyła 1268 kilogramów, co jest wynikiem można powiedzieć normalnym, stąd też ten silnik nie okazał się w praktyce problemem. Jeśli mowa o zestawieniu litrowej jednostki z manualną skrzynią biegów, to bolączką tego tandemu było krótkie zestopniowanie przełożeń przekładni, mające na celu zapewnienie przyzwoitej dynamiki jazdy. W przypadku dwusprzęgłowej skrzyni o siedmiu biegach do jazdy w przód, przełożenia także są dosyć krótkie, ale jako że w ich zmianie kierowcę wyręcza komputer, nie jest to tak negatywnie odczuwalne. Zarówno podczas jazdy w trasie, jak i poruszania się po mieście, Octavia 1.0 TSI m-HEV nie sprawia wrażenia zbyt słabego samochodu. Osiągi są naprawdę dobre jak na parametry auta. Przy wyższych prędkościach zaczyna oczywiście być odczuwalna słabsza elastyczność względem większych motorów z gamy, ale tak naprawdę wrażenie, że autu nie wystarcza mocy do sprawnej jazdy może pojawić się jedynie na autostradzie, szczególnie przy mocno załadowanym samochodzie. W takiej sytuacji, gdy prędkość oscyluje w okolicach 140 km/h i droga szybkiego ruchu zaczyna delikatnie biec pod górę, da się odczuć nawet lekkie zwalnianie auta. Moment obrotowy o maksymalnej wartości 200 Nm osiągany jest tutaj w zakresie 2000-3000 obr/min i może właśnie dzięki temu ogólne odczucia towarzyszące jeździe są mimo wszystko pozytywne.
Teraz ponarzekajmy. Wybór silnika 1.0 i przekładni DSG oznaczał konieczność akceptacji otrzymania z dobrodziejstwem inwentarza miękkiej hybrydy, wyposażonej w niewielki silnik elektryczny umieszczony pod fotelem pasażera. Jedną z jego funkcji jest bycie rozrusznikiem podczas pracy systemu start-stop. Sam pomysł nie jest zły, ale jego wykonanie może szczerze kierowcę w pewnych sytuacjach zirytować. Szerzej wspominałem już o tym podczas opisywania wrażeń z jazdy chociażby Volkswagenem Golfem czy Seatem Leonem, które także to rozwiązanie miały na pokładzie. W pewnych chwilach można wręcz docenić fakt, że Octavia 1.0 z DSG jest miękką hybrydą. Kierowca nie może jednak w żaden sposób sterować jej pracą i mimo że fajnie jest móc czasem oszczędzać paliwo, tocząc się z wyłączonym silnikiem i nie tracąc przy tym prędkości jazdy (tak, istnieje taka możliwość, chociaż każde, nawet najdrobniejsze wciśnięcie pedału gazu, od razu uruchamia silnik spalinowy), to jednak w zdecydowanej większości sytuacji ciągłe wyłączanie i włączanie benzynowego motoru po prostu denerwuje. Nie da się tego dezaktywować, a system naprawdę wykorzystuje każdą możliwą okazję do tego, aby silnik zgasić. Dzieje się tak nawet podczas jazdy z prędkościami autostradowymi. Nic nie daje w tej sytuacji wyłączenie układu start-stop, ponieważ jedynym skutkiem tego jest praca silnika na postoju – podczas jazdy wciąż jest on wyłączany, co skutkuje tym, że na przykład toczymy się do świateł z wyłączonym motorem, a po zatrzymaniu jest on uruchamiany. Bez sensu. Lepiej już pozostawić start-stop aktywny. Podczas jazdy po Beskidach doświadczyłem, że silnik wyłączany jest także na zjazdach ze wzniesień, przez co uniemożliwia domyślne hamowanie silnikiem. Trzeba wcisnąć hamulec nożny, aby jednostka obudziła się do pracy, lub ręcznie zredukować przełożenia skrzyni i spowodować zwalnianie tempa jazdy także za pomocą benzynowego trzycylindrowego motoru.
Gdy już mowa o pracy skrzyni biegów, to z reguły jest ona bardzo poprawna. Owszem, przywykłem już do tego, że dwusprzęgłowa przekładnia miewa chwile szarpanej jazdy, szczególnie podczas poruszania się z niższymi prędkościami, ale ogólna płynność jej działania w przypadku testowanego egzemplarza nie była większym problemem. Był nim za to dobór odpowiedniego przełożenia na stromych podjazdach. Ktoś powie, że od tego właśnie jest możliwość ręcznego sterowania biegami, aby temu problemowi zaradzić. Zgadzam się z tym, mimo wszystko jednak uważam, że automat nie tylko czasem powinien „widzieć”, że auto akurat wspina się stromym podjazdem i nie wrzucać wyższego przełożenia. Czasem bowiem wydaje się, że auto to wie, ponieważ utrzymuje w takiej sytuacji odpowiednio niski bieg i wysokie obroty, czasem jednak nie i nie wiadomo, czemu tak się dzieje. Nie znalazłem na to pytanie odpowiedzi. Podczas jazdy po płaskim, dobór przełożeń jest prawidłowy. Co prawda reakcja na mocne wciśnięcie pedału gazu mogłaby być szybsza, ale nie ma pod tym względem dramatu, jak to bywa na przykład w Audi SQ8 czy Cuprze Formentor VZ, które to auta, jako typowo sportowo usposobione, mogą takim zachowaniem naprawdę zirytować. W Skodzie odczuwa się to zupełnie inaczej.
W pewnych chwilach można wręcz docenić fakt, że Octavia 1.0 z DSG jest miękką hybrydą. Kierowca nie może jednak w żaden sposób sterować jej pracą i mimo że fajnie jest móc czasem oszczędzać paliwo, tocząc się z wyłączonym silnikiem i nie tracąc przy tym prędkości jazdy (tak, istnieje taka możliwość, chociaż każde, nawet najdrobniejsze wciśnięcie pedału gazu, od razu uruchamia silnik spalinowy), to jednak w zdecydowanej większości sytuacji ciągłe wyłączanie i włączanie benzynowego motoru po prostu denerwuje.
Pochwalić należy niskie zużycie paliwa, które podczas pomiarów dało rezultat 5,1 l/100 km. Różnica między prezentowanym egzemplarzem a tym ze skrzynią manualną jest zauważalna (średnio 0,7 l/100 km na trasie pomiarowej), dlatego nie skrytykuję idei miękkiej hybrydy dla samej tylko krytyki. Coś dzięki niej udaje się zaoszczędzić, jednak każdy rozsądnie podchodzący do tematu niskiego spalania kierowca powinien zdawać sobie sprawę, że nawet jeśli skutkiem ciągłego gaszenia silnika będzie zaoszczędzenie dziesiątych części litra paliwa na każdych 100 przejechanych kilometrach, to technologia ta nie pozostaje bez negatywnego wpływu na trwałość jednostki napędowej. Układ korbowo-tłokowy nie lubi takiej przerywanej pracy i każdy, komu leży na sercu kondycja jednostki napędowej swojego auta, powinien zdać sobie z tego sprawę. Inna rzecz, że Skoda zwyczajnie nie daje klientom wyboru. Jeśli w Octavii 1.0 (a teraz już 1.5, zarówno w słabszym, jak i mocniejszym wariancie mocy) chce się mieć automatyczną skrzynię, to można to życzenie spełnić tylko w połączeniu z systemem m-HEV. Takie auto jest przez producenta niejako szczególnie wyróżniane, ponieważ na klapie bagażnika znajduje się oznaczenie e-TEC, mówiące, że dany egzemplarz Octavii to właśnie miękka hybryda z benzynowym silnikiem pod maską.
To jest Skoda, a więc w domyśle auto, któremu można zaufać, gdy poszukuje się wygody i przestrzeni za stosunkowo nieduże pieniądze, chociaż z tym ostatnim stwierdzeniem można w ostatnich latach zacząć poważnie dyskutować. Gdyby jednak popatrzeć na aspekt wielkości auta czysto pragmatycznie, to Octavia zapewnia we wnętrzu taką ilość swobody, jakiej nie zapewniają niektóre dużo droższe auta segmentu D. Takie na przykład BMW serii 3 czy Peugeot 508 nie są od testowanej Skody przestronniejsze, wręcz przeciwnie. Dotyczy to także ich bagażników. Octavia liftback ma standardową pojemność kufra na poziomie 600 litrów. BMW, nawet jako kombi, przewiezie 500 litrów, a Peugeot – również liftback, jak Skoda – 487 litrów. W kabinie jest podobnie. Porównanie do tych akurat dwóch modeli nie ma na celu ich ośmieszenia czy wykazania, że każdy, kto wybiera te auta zamiast Octavii, słono przepłaca i nie zna się na matematyce. Nie o to chodzi. Moją intencją jest wyłącznie pokazanie, jak praktycznym i obszernym autem jest średniej wielkości Skoda. Wyposażona w szereg ciekawych i pomysłowych rozwiązań dla pasażerów, pozwala spełnić zapotrzebowanie tych klientów, którzy chcą mieć jedno auto do wszystkiego – bo ta Skoda, szczególnie z mocniejszym silnikiem – po prostu się do tego nadaje.
Przesuwany przedni podłokietnik ze sporym schowkiem, skrytka po lewej stronie od kierownicy, schowek na okulary w podsufitce, duże i wyściełane materiałem kieszenie w drzwiach (także tylnych), duży schowek przed pasażerem w desce rozdzielczej, kieszenie w oparciach foteli przednich, haczyki na ubrania na słupkach B, zamykane wnęki na napoje i miejsce do odłożenia telefonu w konsoli środkowej (w testowanym egzemplarzu będące jednocześnie indukcyjną ładowarką) – to w kabinie. W bagażniku zaś: haczyki i wieszaki na torby, możliwość złożenia oparć kanapy od strony bagażnika, pokaźne boczne schowki z przegrodami, które można wyjąć i użyć ich jako zabezpieczenia przed przesuwaniem się bagażu. Pod podłogą pełnowymiarowe koło zapasowe (opcja za 700 złotych). Złożenie oparć tylnej kanapy oznacza powstanie progu na podłodze bagażnika i daje przestrzeń o wielkości 1555 litrów. Dla pasażerów o wzroście około 180 centymetrów na każdym z czterech zewnętrznych miejsc siedzących powietrza wokół nie zabraknie. Tak naprawdę szeroki zakres regulacji fotela i kierownicy nie spowoduje dyskomfortu także u 2-metrowego prowadzącego, a co ciekawe, zostanie za nim także akceptowalna, naprawdę wystarczająca przestrzeń na nogi pasażera z tyłu. Czasem można by się było zastanowić, jak przy długości nadwozia wynoszącej 4689 milimetrów Skoda wygospodarowała w tym modelu tyle przestrzeni.
Minusem, który jednoznacznie należy skrytykować, jest obsługa auta zza kierownicy. Rozmieszczenie poszczególnych elementów sterujących jest bez zarzutu, przeszkadza natomiast zgrupowanie wielu funkcji w menu centralnego ekranu. Wentylacja, audio, a także szereg innych ustawień wymaga poruszania się po menu ekranu o przekątnej 10 cali i nie byłoby to być może aż tak dokuczliwe, gdyby system działał szybciej. Czasem jednak potrafi się irytująco zawiesić, czas reakcji wydłużyć do kilku, a nawet kilkunastu sekund, a dzieje się to szczególnie często zaraz po rozruchu. Grafika ekranu jest czytelna i miła dla oka. Menu jest rozbudowane i można dzielić je na podgrupy, „wyciągać” z niego swoje ulubione funkcje i ustawiać je jako skróty na głównym ekranie. Da się też pomajstrować w warstwie wizualnej. To ostatnie ułatwia ambientowe, różnokolorowe oświetlenie kabiny, które ma wpływ także na odcienie prezentowane na cyfrowych zegarach (opcja za 1850 złotych). Mogą one wyświetlać jeden z kilku widoków, w tym mapę nawigacji. Rząd fizycznych przycisków pod ekranem centralnym nieco poprawia całościową ocenę dotyczącą obsługi, ale ogólnie nie może być ona jednoznacznie pozytywna, ponieważ dało się to zrobić lepiej. Także zaimplementowane sterowanie głosowe nie ratuje sytuacji, ponieważ nie zawsze poprawnie rozumie polecenia.
Ceny Skody Octavii po zmianach zauważalnie poszybowały, dlatego też jeśli gdzieś w salonie znajdziecie wolne auto sprzed liftingu, naprawdę warto dobrze przemyśleć wybór nowszego modelu. Nie zachęcam nikogo do poszukiwań akurat takiego egzemplarza, jak testowany, ponieważ po pierwsze raczej nie da się takiego upolować (żaden dealer raczej nie zamówił takiego na swój stock, bo byłoby to auto trudne do zbycia), a po drugie da się te 160 000 złotych wydać lepiej, wciąż poruszając się wśród różnych odmian Octavii. Dobrze brzmiący, niewielki silnik nie powinien odstraszać kierowców oczekujących od auta sprawnej dynamiki i niewielkiego zużycia paliwa – to Octavia 1.0 TSI m-HEV zapewnia. Gdyby tylko tak nagminnie nie wyłączała swojego silnika… Jeśli jesteście w stanie to przełknąć, to czas na poszukiwanie ostatnich, fabrycznie nowych egzemplarzy, lub polowanie na coś ciekawego z rynku wtórnego.
Tekst i zdjęcia: Arkadiusz Kucharski
PODSTAWOWE INFORMACJE
Poniższe informacje są aktualne na dzień ich publikacji i mogą nie uwzględniać promocji stosowanych przez importera/dealera.
Wymiana oleju silnikowego | Według wskazań komputera pokładowego, nie rzadziej niż co 30 000 km lub co 2 lata |
Przegląd okresowy | Według wskazań komputera pokładowego, nie rzadziej niż co 30 000 km lub co 2 lata |
Przegląd powłoki lakierowej | Podczas każdego przeglądu okresowego |
Interwały serwisowe mogą różnić się w zależności od zastosowanego w danym egzemplarzu samochodu wariantu wykonywania przeglądów:
Skoda Premium Care 3 lata/60 000 km | 2120 zł brutto |
Skoda Premium Care Plus 4 lata/80 000 km | 4140 zł brutto |
Skoda Premium Care 3 lata/120 000 km | 5100 zł brutto |
Skoda Premium Care Plus 4 lata/160 000 km | 10 100 zł brutto |
Pakiety przeglądów obejmują wymianę następujących elementów:
Ponadto, pakiety Skoda Premium Care zapewniają możliwość naprawy samochodu w przypadku awarii lub usterki części objętej umową.
Na podzespoły | 3 lata/60 000 km, z czego pierwsze 2 lata bez limitu kilometrów |
Na powłokę lakierową i korozję powierzchniową | 3 lata bez limitu kilometrów |
Na perforację korozyjną nadwozia | 12 lat bez limitu kilometrów |
Gwarancja Mobilności | 0 zł, pod warunkiem wykonywania przeglądów okresowych w ASO |
Program serwisowy Twoja Flota dla klientów flotowych | 0 zł za przystąpienie do programu, warunkiem jest użytkowanie co najmniej 5 samochodów Grupy Volkswagena |
Więcej informacji na temat gwarancji i serwisu można znaleźć na stronie importera: www.skoda-auto.pl.
Okres w miesiącach/Przebieg w kilometrach | Wartość rezydualna |
---|---|
12/30 000 | 79,1% |
24/60 000 | 68,5% |
36/90 000 | 59,1% |
48/120 000 | 51,2% |
60/150 000 | 44,5% |
Fot. Arkadiusz Kucharski
Skodę Karoq 2.0 TDI 4×4 warto kupić wyłącznie w sytuacji, gdy bezwzględnie potrzebujesz napędu na cztery koła. W przeciwnym wypadku wydanie na ten samochód minimum 158 700 złotych nie będzie rozsądną decyzją. Argumenty poniżej.
Samo auto nie jest winne takiej mojej opinii, nie ono przecież wycenia swoją wartość. Karoq to bardzo udany i dopracowany model Skody, ma niewiele wad i naprawdę trzeba być mocno wybrednym kierowcą, aby samochód ten do siebie całkowicie nie przekonał. Problem w tym, że ograniczając się już tylko do samej rodziny tego modelu, w cenniku znaleźć można odmiany po prostu bardziej sensowne w zakupie. Pod warunkiem – jak wspomniałem – że napęd na cztery koła można sobie odpuścić.
Testowana kilka miesięcy temu Skoda Karoq 1.5 TSI, również z automatyczną dwusprzęgłową skrzynią o siedmiu przełożeniach, również o mocy 150 KM, ale bez napędu 4×4 (ten dostępny jest w połączeniu z prezentowanym tutaj, 150-konnym dieslem lub dwulitrową, 190-konną benzyną), pokazała się z bardzo dobrej strony. Zarówno pod kątem komfortu jazdy, jak i osiągów, a przede wszystkim zużycia paliwa i przestronności/praktyczności wnętrza, niczego tej wersji nie brakuje. Gdyby pominąć niemożność zakupienia jej w odmianie czteronapędowej, benzynowy SUV Skody byłby autem w odniesieniu do swojej klasy i przedziału cenowego praktycznie kompletnym. Owszem, mającym pewne wady i swoje ułomności, ale w codziennym użytkowaniu ogólnie bezproblemowym. Tymczasem wspomniany napęd obydwu osi kompaktowa i „uterenowiona” Skoda 2.0 TDI ma na pokładzie, co powinno dawać jej wyraźną przewagę w zestawieniu z odmianą 1.5 TSI, głównie jeśli chodzi o względy bezpieczeństwa użytkowania w trudnych warunkach. I zgadza się, takowa przewaga rzeczywiście występuje, ale należy tutaj postawić pewne „ale”…
Po pierwsze, napęd czterech kół, realizowany za pomocą elektronicznie sterowanego sprzęgła wielopłytkowego, nie działa idealnie szybko. Tak się dobrze złożyło, że test prezentowanego Karoqa przebiegał głównie w typowo zimowych warunkach i pozwolił na sprawdzenie, jak radzi sobie wymagający dopłaty względem przednionapędowej odmiany 1.5 TSI kwoty dokładnie aż 24 500 złotych, mechanizm przenoszenia siły napędowej także na tylne koła. Może tam trafić do 90% momentu obrotowego i może być on rozdzielany na poszczególne koła tylnej osi, jednakże to wszystko nie działa tak, aby warto było wyłożyć aż tak dużą sumę pieniędzy. Test pokazał przede wszystkim, że wersja 2.0 TDI 150 KM 4×4 (napęd czterech kół jest przy tym silniku standardem) nie jest oszczędniejsza i nie jest też szybsza niż model 1.5 TSI 150 KM. Że lepiej radzi sobie w trudnych warunkach pogodowych to oczywiste, ale dołączanie napędu tylnej osi trwa zauważalnie zbyt długo. Teoretycznie, na papierze wszystko wygląda dobrze. Szósta już generacja tego napędu wyposażona została w jednostkę sterującą pracą sprzęgła wielopłytkowego, która analizuje prędkość obrotową kół i kąt skrętu tych na osi przedniej, pozycję pedału gazu, przyspieszenie wzdłużne i poprzeczne, a także prędkość obrotową i moment obrotowy silnika w danej chwili. W teorii wszystko powinno więc sprawować się świetnie, sprawuje się jednak tylko poprawnie. Wyczuwalny jest wyraźny moment zwłoki, gdy przednie koła buksują szukając przyczepności i bezradnie czekając, aż zechce pomóc im tylna para, którą sterownik zaprasza do współpracy zbyt późno. Dlatego Skoda Karoq 2.0 TDI 4×4 nie jest samochodem, w którym możesz bezmyślnie wciskać gaz do oporu i pozostawiać wszystko inne elektronice. Tutaj napęd jest owszem skuteczny, ale dopiero gdy już zacznie działać. Do tego momentu, czyli w praktyce przez około 0,5 sekundy, auto zachowuje się jak samochód przednionapędowy.
Test pokazał przede wszystkim, że wersja 2.0 TDI 150 KM 4×4 (napęd czterech kół jest przy tym silniku standardem) nie jest oszczędniejsza i nie jest też szybsza niż model 1.5 TSI 150 KM. Że lepiej radzi sobie w trudnych warunkach pogodowych to oczywiste, ale dołączanie napędu tylnej osi trwa zauważalnie zbyt długo.
Wspomniałem, że Karoq ze 150-konnym dieslem nie jest oszczędniejszy od modelu napędzanego 150-konną benzyną. Pokazała to wyraźnie testowa trasa pomiarowa. Obydwa auta przejechały te same 100 kilometrów, Karoq 2.0 TDI w trochę gorszych warunkach pogodowych i na zimowych oponach, ale nie jest to według mnie wystarczające usprawiedliwienie gorszego wyniku osiągniętego przez auto z silnikiem wysokoprężnym. Teoretycznym atutem Karoqa TDI powinno być w tym starciu realizowane przez sterownik przełączanie w trakcie jazdy, przy sprzyjających okolicznościach w postaci niskiego obciążenia silnika, skrzyni biegów na tak zwany tryb żeglowania, czyli zwyczajne wrzucanie biegu jałowego. W praktyce jednak nie widać związanych z tym korzyści. Ktoś powie, że różnica 0,1 l/100 km (5,4 vs. 5,5 l/100 km na korzyść auta z silnikiem 1.5 TSI) to żadna różnica, ale ja wtedy powiem, że różnicę – i to ogromną – widać przy kasie. Jak wspomniałem, aż 24 500 zł dzieli obydwa auta, jeśli mówimy o wersji Ambition bez wyposażenia dodatkowego. Jest ono bowiem wyceniane tak samo, niezależnie od wybranego silnika. Za tę kwotę można doposażyć Karoqa w mnóstwo ciekawych opcji, dostając auto z cichszym silnikiem (Diesel pracuje dosyć twardo i jest gorzej wyciszony), absolutnie nie gorzej jeżdżące (nawet elastyczność jednostki wysokoprężnej nie jest odczuwalnie lepsza), tańsze w serwisowaniu (sumarycznie, przy większym przebiegu serwis benzyniaka wyjdzie taniej) i… lżejsze, co przekłada się na wrażenia z jazdy (masa własna 1407 vs. 1604 kg, czyli całe 200 kg różnicy, gdy mowa o podstawowych wersjach wyposażenia). Także argument w postaci lepszej prognozowanej wartości rezydualnej auta z silnikiem Diesla nie jest znaczący, ponieważ różnice są niewielkie.
Gdyby zechcieć przestać argumentować nieopłacalność wyboru auta z silnikiem Diesla i napędem na cztery koła i po prostu przyjąć, że ktoś takiego samochodu naprawdę potrzebuje i/lub zwyczajnie chce je mieć, nie da się nad takim Karoqiem pastwić w nieskończoność. Pomijając zwłokę w czasie reakcji napędu, dosyć głośną i twardą pracę silnika podczas rozpędzania, a także występującą oczywiście również w modelu 1.5 TSI, chwilami niezbyt płynną pracę dwusprzęgłowej skrzyni biegów, większych wad Skodzie wytknąć nie sposób. Napęd 4×4 zabiera co prawda kilkadziesiąt litrów bagażnika, ponieważ jego pojemność zmniejsza się ze standardowych 521 do 500 litrów, a przy złożonej tylnej kanapie z 1630 do 1609 litrów, ale centymetrów przestrzeni na tylnej kanapie nie ubyło. Pasażerowie nadal mogą czuć się w aucie swobodnie, Karoq nadal wyznacza standardy praktyczności obsługi, a ergonomia kokpitu i zastosowane w dużej ilości fizyczne przełączniki czynią ze Skody auto naprawdę przyjazne dla kierowcy.
Testowana wersja Ambition jest ciekawym przykładem tego, że Skoda jako marka znajduje się jeszcze w coraz mniej licznym gronie producentów, którzy swoje pojazdy pozwalają prawie że dowolnie konfigurować. Jeśli chcesz, możesz pozostać przy standardowej wersji wyposażenia i zacząć wybierać do niej dodatki dostępne w standardzie lub za mniejszą dopłatą w wersjach bardziej „prestiżowych”. Karoq prezentowany na zdjęciach miał i nawigację satelitarną, i podgrzewanie foteli, kanapy, kierownicy, a nawet szyby czołowej. Miał gniazdo 230V, była też oczywiście automatyczna klimatyzacja dwustrefowa. Zabrakło za to, dostępnych dopiero od wersji Style, matrycowych reflektorów. Tutaj warto się na chwilę zatrzymać. Takie reflektory miał egzemplarz testowany w sierpniu, dzięki czemu porównanie jakości oświetlania drogi przez obydwa auta nasunęło mi pewną myśl. Nie wycofuję się ze stwierdzenia, że matrycowe reflektory w autach Grupy Volkswagena nie są mistrzami jeśli chodzi o brak oślepiana innych użytkowników dróg, ale rzeczywiście jest różnica w jakości ich pracy względem standardowych reflektorów LED, zamontowanych w prezentowanej tutaj Skodzie. Szczególnie światła mijania pomarańczowego Karoqa Ambition spisywały się zauważalnie gorzej niż te w czerwonym Karoqu Style. Jeśli chodzi o światła drogowe, różnica nie była już tak łatwo zauważalna (w standardowych reflektorach również światła drogowe pracują na bazie diod, poprzez żarówki realizowane jest natomiast świecenie halogenów przeciwmgłowych).
Mimo wspomnianej sporo wyższej masy własnej auta z dieslem, nie da się odczuć pogorszonej z tego powodu jakości resorowania. Czuć różnicę w sposobie prowadzenia i odbioru ciężaru auta w szybszych łukach, ale praca zawieszenia na nierównościach jest nie do odróżnienia. Układ jezdny Skody należy ocenić bardzo pozytywnie, a kierowniczy działa bardzo poprawnie, jedynie mocno sztuczna skóra, którą pokryto kierownicę testowanego egzemplarza, mogłaby zostać zastąpiona taką przyjemniejszą w dotyku. Co trzeba również wytknąć przy tej cenie auta, schowki w drzwiach i ten w desce rozdzielczej przed pasażerem nie są wyłożone jakimś materiałem. Na szczęście montaż jest naprawdę dobry. Testowany egzemplarz o przebiegu niecałych 15 000 kilometrów nie wykazywał żadnych oznak niedostatków montażowych, które mogłyby się objawiać hałasowaniem elementów wnętrza na nierównościach. Miał zamontowane cyfrowe zegary z dosyć prostą grafiką, ale nie jest to wadą. Czytelność wskazań i ich prostota w odbiorze sprawiają pozytywne wrażenie.
Pod zespołem napędowym testowanego egzemplarza znajdowała się osłona, która mimo że wykonana została z tworzywa sztucznego, może przydać się podczas jazdy po nieutwardzonych drogach. Generalnie jednak nie należy traktować Karoqa 4×4 jako auta uterenowionego, ponieważ kierowca nie ma możliwości sterować w nim pracą napędu ani regulować wysokości prześwitu.
Skoda Karoq może być wyposażona w praktyczniejszą od standardowej wersję tylnej kanapy. Testowany egzemplarz tej opcji nie miał, nie pozwalał więc na konfigurowanie trzech oddzielnych siedzisk z tyłu. Rozwiązanie to Skoda określa mianem Varioflex i wycenia na 2950 złotych. Jego brak w niczym jednak nie umniejsza ogólnego, bardzo pozytywnego wrażenia, jeśli chodzi o pomysłowość wykonania auta. Zastosowane rozwiązania może już się lekko opatrzyły, ale jako że konkurencja nie kwapi się zbytnio do stosowania podobnych, tak prozaiczne rzeczy, jak skrobaczka ukryta pod klapką wlewu paliwa, uchwyt przy szybie czołowej na bilet parkingowy, czy szereg przemyślanych rozwiązań w bagażniku (haczyki, zaczepy, schowki, cięgna do składania kanapy) potrafią rzeczywiście ucieszyć kierowcę. I mimo że – jeśli ktoś zna Skodę pod tym względem – wydać się to może już nudne, to naprawdę zawsze warto wspomnieć o tym, jak ciekawie marka ta projektuje swoje modele. Karoq nie jest tu wyjątkiem.
Pozycja za kierownicą na wygodnym fotelu spodoba się kierowcom, którzy lubią wykorzystywać cechy SUV-a. Widoczność jest bardzo dobra, lusterka sporej wielkości, nadwozie zaś swoim kształtem pozwala łatwo ocenić wymiary auta. Prześwit tej wersji wynosi 168 mm i nie jest to jakaś specjalnie duża wartość. Pod zespołem napędowym testowanego egzemplarza znajdowała się osłona, która mimo że wykonana została z tworzywa sztucznego, może przydać się podczas jazdy po nieutwardzonych drogach. Generalnie jednak nie należy traktować Karoqa 4×4 jako auta uterenowionego, ponieważ kierowca nie ma możliwości sterować w nim pracą napędu ani regulować wysokości prześwitu. Jest to po prostu kompaktowy SUV z napędem na cztery koła, który mimo że nie grzeszy szybkością działania, daje więcej możliwości swobodniejszego użytkowania samochodu, niezależnie od warunków na drodze. I jako taki byłby spokojnie do przyjęcia, gdyby… no właśnie.
Gdyby był po prostu tańszy. Testowany egzemplarz wymaga wydania 182 950 złotych i po 8 dniach spędzonych za jego kierownicą stwierdziłem, że nie zdecydowałbym się na taki zakup. Samo auto broni się całościową swoją naturą, zastosowanymi rozwiązaniami, jeździ naprawdę dobrze. Jednak za prawie 200 000 złotych można kupić samochód, który pozwoli na więcej poza utwardzonymi szlakami i będzie autem podobnej wielkości. I wybór takich aut wcale nie jest znowu przecież mały. Skodę Karoq 2.0 TDI 4×4 można oczywiście polecić, jednak trzeba jej mocno chcieć, aby nie mieć później poczucia dokonania wyboru, który finansowo nie był do końca trafiony. Takie wrażenie pozostało mi po teście tego modelu. Karoq – jak najbardziej. Karoq 4×4 z dieslem – już niekoniecznie.
Tekst i zdjęcia: Arkadiusz Kucharski
PODSTAWOWE INFORMACJE
Rodzaj | Diesel, turbodoładowany, rzędowy, 4 cylindry, 16 zaworów |
Umieszczenie | Poprzecznie z przodu |
Rozrząd | Napędzany paskiem zębatym, DOHC, 4 zawory na cylinder |
Pojemność skokowa | 1968 cm3 |
Średnica cylindra x skok tłoka | 81,0 x 96,0 mm |
Stopień sprężania | 16,0 : 1 |
Moc maksymalna | 110 kW (150 KM) przy 3000 obr/min |
Maksymalny moment obrotowy | 360 Nm w zakresie 1600 – 2750 obr/min |
Olej silnikowy | 0W-20 |
Akumulator rozruchowy samochodu testowanego | VARTA 70 Ah |
Rodzaj | Na cztery koła, elektronicznie sterowane sprzęgło wielopłytkowe |
Skrzynia biegów | Automatyczna dwusprzęgłowa 7-biegowa |
Przyspieszenie od 0 do 100 km/h | 8,8 s |
Prędkość maksymalna | 204 km/h |
W cyklu niskim WLTP (jazda miejska) | 7,3 l/100 km |
W cyklu mieszanym WLTP | 5,8 l/100 km |
W cyklu wysokim WLTP (jazda pozamiejska) | 5,0 l/100 km |
Przy 50 km/h na 4 biegu | 3,4 l/100 km |
Przy 90 km/h na 7 biegu | 3,9 l/100 km |
Przy 120 km/h na 7 biegu | 5,8 l/100km |
Przy 140 km/h na 7 biegu | 7,3 l/100 km |
Średnie na trasie pomiarowej o długości 100 km | 5,5 l/100 km |
Średnie w teście na całym dystansie 709 km | 6,3 l/100 km |
Pojemność zbiornika paliwa | 55 l |
Zasięg według średniego zużycia paliwa na trasie pomiarowej | 1000 km |
Emisja CO2 w cyklu mieszanym WLTP | 152 g/km |
Norma emisji spalin | Euro 6 AP |
Zawieszenie przednie | Kolumny McPhersona z amortyzatorami gazowo-olejowymi, wahacze poprzeczne, stabilizator |
Zawieszenie tylne | Wielowahaczowe, sprężyny śrubowe, amortyzatory gazowo-olejowe, stabilizator |
Przekładnia kierownicza | Zębatkowa, wspomaganie elektromechaniczne |
Rodzaj opon samochodu testowanego | Zimowe |
Marka i model opon samochodu testowanego | Uniroyal Winter Expert |
Rozmiar opon przednich | 225/50 R18 99V |
Rozmiar opon tylnych | 225/50 R18 99V |
Koło zapasowe | Dojazdowe (opcja za 800 zł), opona Linglong w rozmiarze 125/70 R18 99M |
Zalecane ciśnienie w oponach przedniej osi przy standardowym obciążeniu | 2,5 bara |
Zalecane ciśnienie w oponach tylnej osi przy standardowym obciążeniu | 2,5 bara |
Zalecane ciśnienie w oponach przedniej osi przy maksymalnym obciążeniu | 2,7 bara |
Zalecane ciśnienie w oponach tylnej osi przy maksymalnym obciążeniu | 2,8 bara |
Zalecane ciśnienie w oponie koła zapasowego | 4,2 bara |
Oś przednia | Tarcze wentylowane |
Oś tylna | Tarcze lite |
Rodzaj czynnika chłodzącego | R-1234yf |
Pojemność układu | 460 g |
Rodzaj nadwozia | Samonośne |
Homologacja | 5-osobowa |
Długość | 4390 mm |
Szerokość bez lusterek zewnętrznych | 1841 mm |
Szerokość z lusterkami zewnętrznymi | 2025 mm |
Wysokość z relingami dachowymi | 1632 mm |
Zwis przedni | 876 mm |
Zwis tylny | 875 mm |
Kąt natarcia | 18,3 stopnia |
Kąt zejścia | 19,4 stopnia |
Prześwit | 168 mm |
Rozstaw osi | 2630 mm |
Rozstaw kół przednich | 1576 mm |
Rozstaw kół tylnych | 1547 mm |
Średnica zawracania | 10,2 m |
Pojemność bagażnika | 500-1609 l |
Długość przestrzeni bagażowej przy rozłożonej kanapie tylnej | 756 mm |
Szerokość przestrzeni bagażowej | 1003 mm |
Szerokość wnętrza z przodu | 1486 mm |
Szerokość wnętrza z tyłu | 1445 mm |
Wysokość wnętrza od siedziska przedniego fotela do dachu | 1058 mm |
Wysokość wnętrza od siedziska tylnej kanapy do dachu | 1020 mm |
Masa własna* | 1604 kg |
Ładowność | 576 kg |
Dopuszczalna masa całkowita | 2180 kg |
Dopuszczalne obciążenie dachu | 75 kg |
Dopuszczalna masa przyczepy z hamulcem | 2100 kg |
Dopuszczalna masa przyczepy bez hamulca | 750 kg |
Dopuszczalna masa całkowita z przyczepą | 4280 kg |
Maksymalny nacisk na hak holowniczy | 90 kg |
Okres w miesiącach/Przebieg w kilometrach | Wartość rezydualna |
---|---|
12/30 000 | 86,4% |
24/60 000 | 76,5% |
36/90 000 | 68,5% |
48/120 000 | 61,5% |
60/150 000 | 55,2% |
Fot. Arkadiusz Kucharski
Nowa Skoda Octavia Combi 2.0 TDI 115 KM jest idealnym samochodem flotowym na dzisiejsze czasy. Przy wyśrubowanych cenach paliw, tak oszczędny środek transportu jest w firmie jak skarb, ale i klienci indywidualni z pewnością szeroko uśmiechną się, obserwując wyniki spalania tego auta. Test wersji kombi pokazuje, że nie tylko dzięki udanemu silnikowi zyskuje ona sympatię kierowcy.
Srebrny kolor, standardowe 17-calowe felgi, środkowa odmiana wyposażeniowa Ambition, nadwozie kombi, bardzo oszczędny silnik Diesla. Można powiedzieć, że jest to przepis na typowe auto flotowe. Rzeczywiście coś w tym jest, chociaż tak naprawdę jeżdżąc taką Octavią ani przez chwilę nie poczułem się jak typowy przedstawiciel handlowy. Ten samochód jest na to za dobry, aby wzbudzać u kierowcy poczucie jeżdżenia tanim, niezbyt komfortowym i niezbyt wiele kosztującym pracodawcę środkiem transportu. Od momentu debiutu, nowa Octavia sprzedaje się bardzo dobrze i mimo licznej już obecności na polskich drogach, nie zasługuje na miano masowego, prymitywnego i absolutnie nudnego auta. Przynajmniej w mojej ocenie jest to model zasługujący na to, aby patrzeć na niego inaczej. Chociaż nie ukrywam, że z punktu widzenia długotrwałego użytkownika, Octavia IV generacji może nie być kojarzona jako samochód, który zapewnia tak zwany święty spokój za kierownicą. Ale po kolei.
Twardość dźwięku pracy jednostki napędowej to coś, co w Grupie Volkswagena, w przypadku dwulitrowych diesli jest chyba standardem. Od wielu już lat jednostki o tej pojemności skokowej, zasilane olejem napędowym, generują stosunkowo nieprzyjemne hałasy, które nie są należycie wytłumione. Przynajmniej nie w samochodach spod znaku mniej prestiżowych marek koncernu. Nie inaczej jest w przypadku testowanej Octavii, chociaż do dźwięku towarzyszącego pracy silnika można się przyzwyczaić i po dłuższym obcowaniu z autem nie przeszkadza on zbytnio. Manualna skrzynia biegów z sześcioma przełożeniami wymaga od kierowcy dosyć częstego sięgania do lewarka, szczególnie podczas rozpędzania. Bardzo krótki pierwszy bieg powoduje, że zaraz po ruszeniu kierowca sięga do dźwigni i orientuje się, że jej praca jest poprawna – ale nic poza tym. Zdarzają się momenty, w których lewarek jak gdyby trafia na lekki opór ze strony mechanizmów przekładni i może zdarzyć się, że bieg nie wejdzie tak płynnie, jak powinien. Nie są to częste sytuacje, ale z poczucia obowiązku wspominam o nich. Poza tym drobnym niedociągnięciem, operowanie dźwignią sześciobiegowej skrzyni nie daje żadnych powodów do narzekania.
Na szóstym przełożeniu nawet prędkości mocno autostradowe nie powodują konieczności pracy silnika na wysokich obrotach, przez co nawet jeżdżąc bardzo szybko, trudno spowodować, aby silnik zużywał duże ilości paliwa. Ze swej natury oszczędna, dwulitrowa jednostka, nie chce dużo pić nawet wtedy, gdy kierowca w żadnym wypadku nie zawraca sobie głowy ani wskazaniami komputera podpowiadającymi idealny moment do zmiany biegu na wyższy, ani tym, że zapędzany na wysokie obroty silnik hałasuje bardzo wyraźnie i nie przekłada się to na wzrost dynamiki jazdy. Maksymalny moment obrotowy jest dostępny w zakresie od 1600 do 2500 obr/min i wynosi 300 Nm, dzięki czemu elastyczność jednostki napędowej jest po prostu dobra. W odróżnieniu od swojego również podstawowego, ale benzynowego krewniaka 1.0 TSI 110 KM, wysokoprężny 116-konny silnik (dokładna moc wynosi 115,6 KM) nie ma chwilami irytującej, dużej turbodziury. Zwłoka w reakcji na mocne wciśnięcie pedału gazu owszem występuje również tu, ale jest zdecydowanie mniej odczuwalna niż we wspomnianej jednostce benzynowej. Obowiązkowo należy docenić bardzo niskie zużycie paliwa testowanej Octavii, która w całym teście zadowoliła się rezultatem na poziomie 4,9 l/100 km. Przy szybujących obecnie cenach paliw jest to wynik wyśmienicie wpływający na samopoczucie płatnika za zatankowane do zbiornika samochodu paliwo.
Nadwozie testowanej odmiany jest jej kolejną bardzo mocną stroną. Nie chodzi nawet o to, że jako duże i pojemne kombi, Skoda Octavia zahacza o poziom segmentu D pod względem walorów użytkowych. Do tego kompaktowy model Skody zdążył już wszystkich przyzwyczaić. Chodzi bardziej o to, że do standardowej, znanej w zasadzie od pierwszej generacji modelu praktyczności i wszechstronności użytkowej, nowa Skoda Octavia Combi dokłada poczucie obcowania z samochodem nie tak wcale taniej marki. To by się oczywiście zgadzało, ponieważ Skoda tanią marką nie jest już od dawna. Wyposażony średnio egzemplarz testowy wymaga obecnie wyłożenia w salonie aż 125 000 złotych i należy spodziewać się, że ceny będą wciąż rosły. Pomijając duży popyt na modele czeskiego producenta, czynniki takie jak brak dostępności półprzewodników potrzebnych do produkcji samochodów powodują, że ceny idą w górę. Dotyczy to oczywiście nie tylko Octavii i nie tylko Skody. Cała branża motoryzacyjna zmaga się obecnie z dużym kryzysem dostępności podzespołów i coraz głośniej mówi się, że przyszły rok wcale nie będzie lepszy od obecnego. Taki stan rzeczy nie pomaga w utrzymaniu cen na akceptowalnym poziomie. Obecnie byle jakie auto kosztuje naprawdę dużo i gdzieś zatarła się granica tego, co jest ile warte. Teraz bardziej liczy się to, że samochód w ogóle jest dostępny w salonie i można go zakupić „od ręki”, niż to, ile kosztuje.
Miejmy nadzieję, że to wszystko się wkrótce unormuje, żebyśmy nie musieli za chwilę płacić za na przykład Skodę Scalę minimum 91 tysięcy złotych. To jest obecnie kwota, za jaką możemy nabyć najtańszą, kiepsko wyposażoną Octavię w nadwoziu liftback. A jeszcze 7-8 lat temu, za takie pieniądze dostawaliśmy najbogatszą wersję wyposażenia tego modelu, z silnikiem o mocy 150 KM. Świat niestety szybko się zmienia, co nie oznacza, że równie szybko Polacy się bogacą i stać ich na to, aby finansować decyzje eurokratów, w dużej mierze odpowiedzialnych za taki stan rzeczy.
Obowiązkowo należy docenić bardzo niskie zużycie paliwa testowanej Octavii, która w całym teście zadowoliła się rezultatem na poziomie 4,9 l/100 km.
Bagażnik i wnętrze nowej Octavii kombi to dwie godne pochwały i naśladowania przez innych producentów samochodów przestrzenie. Pierwszy ma naprawdę bardzo dużą jak na tę klasę samochodów pojemność od 640 do 1700 litrów, przy czym powiększanie przestrzeni bagażowej może być dziecinnie proste – wystarczy pociągnąć za umieszczone w bagażniku uchwyty, służące do tego celu (opcja za 400 złotych, w którą nie był wyposażony testowany egzemplarz). Boczne przegrody, które można wyjąć i użyć ich jako elementów przytrzymujących bagaż w dowolnym miejscu podłogi bagażnika (to dzięki zaczepom na rzep), haczyki na torby, a po podłogą miejsce na dojazdowe koło zapasowe (opcja za 600 złotych) – to w dużym skrócie prezentacja zalet tej części samochodu. Opcjonalnie można auto wyposażyć w system wielofunkcyjnej podłogi przedziału bagażowego. Kosztuje 1100 złotych i daje jeszcze większe możliwości zarządzania przewożonymi przedmiotami. Spod tylnego zderzaka zaś może wysuwać się fabryczny hak holowniczy (za dodatkowe 3900 złotych), mogący pociągnąć przyczepę o masie do 1500 kilogramów.
Skoda stawia mocno na praktyczność najnowszej Octavii, co widać także po zajęciu miejsca w kabinie. Wielkość schowków, ich liczba i rozmieszczenie nie dają absolutnie żadnych powodów do utyskiwania nawet tym kierowcom, którzy w swoim samochodzie lubią „chomikować” rzeczy zupełnie niepotrzebne podczas jazdy. W drzwiach kierowcy i pasażera z przodu zastosowano schowki na – do wyboru – składaną, podręczną parasolkę lub szczotkę do odśnieżania samochodu. Pod klapką wlewu paliwa znajduje się zaś słynna już skodowska skrobaczka. Dokupując za 600 złotych pakiet Simply Clever możemy zyskać dodatkowo uchwyty na tablet i multimedia, niewielki pojemnik na odpadki, bardzo praktyczną, dwustronną matę podłogi bagażnika i być może przydatny, trzeci kluczyk do auta.
Fotele są wygodne, tylna kanapa również i ani z przodu, ani z tyłu ciasno nie będzie czterem dorosłym, wysokim osobom. Piąty pasażer również zbytnio narzekać nie powinien, jednakże wyprofilowanie tylnej kanapy jest ewidentnie czteroosobowe. Obsługa większości funkcji samochodu odbywa się poprzez ekran dotykowy, umieszczony centralnie na desce rozdzielczej i w testowanym egzemplarzu mający mniejszą od swojego większego brata przekątną wynoszącą 8,25 cala. W odróżnieniu od wspomnianego większego ekranu o przekątnej 10 cali, ma on na wyposażeniu pokrętła, w tym takie odpowiadające za zmianę poziomu głośności systemu audio. To duży plus. Plusem jest także fakt, że system daje możliwość indywidualizacji wyświetlanych na nim informacji, dzięki czemu kierowca może ustawić sobie w podręcznym menu swoje własne, najważniejsze według niego skróty do poszczególnych funkcji samochodu. To bardzo ułatwia korzystanie z ekranu, ale nie rozwiązuje pewnego palącego problemu, który trapi chyba zdecydowaną większość egzemplarzy modelu.
Otóż głośno jest o tym, że system multimedialny nowej Octavii jest zwyczajnie niedopracowany i powoduje konieczność wykonywania dosyć częstych aktualizacji w autoryzowanych serwisach Skody. Testowany egzemplarz miał to do siebie, że jego ekran nie zawieszał się, połączenia telefoniczne nie były rozłączane, dało się słuchać systemu audio. Niestety te problemy występują w wielu egzemplarzach modelu i Skoda nie zawsze jest w stanie sobie z nimi poradzić przy okazji jednej wizyty w serwisie. Widoczna na zdjęciach srebrna Octavia miała za to inną przypadłość – nie działał mikrofon jej zestawu głośnomówiącego, przez co podczas testu nie „kleiły” mi się rozmowy telefoniczne – ja słyszałem rozmówcę, on mnie już nie. Można oczywiście na to wszystko narzekać, a nawet trzeba, ponieważ to nie klienci powinni być testerami rozwiązań stosowanych w nowych samochodach. Jednakże należy uczciwie stwierdzić, że wady te nie są w stanie przyćmić zalet samochodu, a piszę to jako codzienny użytkownik Octavii czwartej generacji.
Obsługa większości funkcji samochodu odbywa się poprzez ekran dotykowy, umieszczony centralnie na desce rozdzielczej i w testowanym egzemplarzu mający mniejszą od swojego większego brata przekątną wynoszącą 8,25 cala.
Dobrym pomysłem projektantów auta było umieszczenie pod centralnym ekranem rzędu fizycznych przycisków. Jeden z nich służy do wyświetlania menu sterowania klimatyzacją, które również wyposażono w skróty o wiele mówiących nazwach typu „ogrzej stopy”. Nie trzeba więc bawić się w przyciskanie wirtualnych guzików, aby ustawić temperaturę czy kierunek nawiewu wedle własnych upodobań. Nie zmienia to jednak faktu, że nic nie zastąpi tradycyjnego panelu sterowania klimatyzacją, obecnego choćby w siostrzanej Skodzie Scali. Świetnym, naprawdę godnym wyróżnienia i naśladowania pomysłem jest natomiast możliwość zamówienia – nieobecnego w testowanym egzemplarzu – gniazda USB-C, umieszczonego w obudowie lusterka wewnętrznego, dzięki czemu z łatwością można podłączyć na przykład kamerkę samochodową, bez konieczności chowania przewodu ją zasilającego pod tapicerką samochodu.
Jazda nową Skodą Octavią Combi, oprócz wygody i komfortu resorowania, przynieść może wrażenia usypiające co bardziej wrażliwych na kołysanie kierowców. Tak, auto na długich nierównościach „pływa” i jest to cecha modelu obecna w egzemplarzach ze standardowym zawieszeniem. Jeśli konfigurując swoją Octavię wybierzesz zawieszenie sportowe za 650 złotych, jazda będzie już dużo bardziej przyjemna, bez wyraźnego pogorszenia komfortu resorowania. Jeszcze lepiej, jeśli stać Cię na zakup droższej wersji Style, ponieważ od tego poziomu wyposażenia zaczyna się możliwość wyboru adaptacyjnego zawieszenia DCC, które świetnie sprawdzało się w testowanej wcześniej Octavii RS IV. Nawet jeśli jednak pozostaniesz przy standardowym wariancie układu jezdnego, jazda Octavią nie będzie przykrością. Jak wspomniałem, samochód jest w takim przypadku komfortowy, dobrze wybiera nierówności nawierzchni, jedynie tylna oś z belką skrętną ma problem z tłumieniem większych nierówności poprzecznych. Bardziej słychać to niż czuć, ale fakt jest taki, że da się tę cechę wyłapać.
Układ kierowniczy również można określić mianem „komfortowy”, przy czym w tym przypadku nie jest to zaleta. Pracuje po prostu lekko, przez co podczas bardziej dynamicznej jazdy nie daje należytych informacji zwrotnych dotyczących zachowania przednich kół. Poza tym, jazda Octavią nie ma odczuwalnych słabych stron. Nawet przy dużych prędkościach auto jest bardzo stabilne, przewidywalne, po prostu spokojne w reakcjach. Przechyły nadwozia w szybszych łukach są wyczuwalne, ale w pełni kontrolowane przez samochód i nie dające wrażenia, żeby miało się za chwilę wydarzyć coś nieprzewidzianego. Naturalną tego konsekwencją jest fakt, iż auto nie zaskoczy czymś nieprzewidzianym w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Taka wersja Octavii jeździ po prostu bardzo poprawnie i tego należy oczekiwać po takim samochodzie.
W całym 2021 roku sprzedano na świecie 200 800 egzemplarzy Octavii IV generacji, która jest najlepiej sprzedającym się modelem marki. Ktoś może powiedzieć, że samochód albo już spowszedniał, albo szybko spowszednieje kierowcom i z automatu zostanie mu przypięta łatka auta, które ma się niczym nie wyróżniać, poprawnie jeździć, być tanie i przewidywalne w eksploatacji i nie budzić w zasadzie żadnych większych emocji. Polecam jednak każdemu, kto chciałby w ten sposób zaszufladkować nową Octavię 2.0 TDI przejechać się nią, koniecznie w długą trasę. Jest to bowiem żywioł tej wersji samochodu. Flotowo taka odmiana to przysłowiowy strzał w dziesiątkę w tym segmencie. Pomijając rosnące ceny modelu, nie sposób wskazać jakiś ważny czynnik, który miałby przemawiać za tym, aby samochód skreślić z listy potencjalnych zakupów. Byłoby to po prostu błędem. Czym innym jest jednak zakup prywatny, gdzie ogromną rolę odgrywają indywidualne preferencje przyszłego użytkownika. Wygląd, imidż marki, opinie znajomych – jest wiele czynników branych pod uwagę podczas takiej transakcji.
Fenomen Skody w Polsce, w zasadzie – poza Czechami – nie ma swojego odzwierciedlenia w europejskiej sprzedaży marki. Jesteśmy rynkiem, gdzie w praktyce każdy model czeskiego producenta odnosi sprzedażowy sukces (pomijając auta w stylu Enyaqa). To pokazuje, że i klienci instytucjonalni, i prywatni widzą w samochodach Skody jakąś wartość dodaną, której nie sposób nie dostrzec również w najnowszej Octavii. Auto sprytnie sprawia bowiem wrażenie, że w tej klasie daje po prostu coś więcej niż konkurencja – chociaż nie w każdym przypadku tak jest. Są bowiem samochody w tym segmencie, które mogą z czeskim produktem konkurować na wielu płaszczyznach. Jednak jest ich niewiele, bo gdyby poszukać drugiego tak praktycznego, dużego, wygodnego, pojemnego, oszczędnego i przyzwoicie jeżdżącego samochodu, klasa C kurczy się do raptem kilku (według mnie dokładnie dwóch/trzech) samochodów, mogących być dla Octavii alternatywą. Nie ma się więc czemu dziwić, że mimo znikomej dostępności stockowych egzemplarzy i długiego czasu oczekiwania na produkcję, nie maleje kolejka chętnych na ten model Skody.
Tekst i zdjęcia: Arkadiusz Kucharski
PODSTAWOWE INFORMACJE